W środę i czwartek rozegrano mecze 1/8 finału Ligi Europy, a w piątek i sobotę odbędą się zaległe rewanżowe spotkania w Lidze Mistrzów. Ostatni mecz w tej fazie rozgrywek, Liverpoolu z Atletico Madryt (2:3) rozegrano 149 dni temu. W piątek zmierzą się Juventus Turyn z Olympique Lyon (0:1) i Manchester City z Realem Madryt (2:1), a w sobotę Bayern Monachium z Chelsea Londyn (3:0) oraz FC Barcelona z SSC Napoli (1:1).
Tak właśnie zacznie się finisz najdziwniejszego sezonu w historii europejskich pucharów. Cztery zespoły zdążyły przed wybuchem pandemii wywalczyć awans do 1/4 finału, osiem w piątek i sobotę powalczy w rewanżach o cztery pozostałe miejsca. A potem wszyscy ćwierćfinaliści zjadą do Lizbony, gdzie od środy 12 do niedzieli 23 sierpnia odbędzie się finał tegorocznej edycji Champions League w wersji turniejowej. W związku z pandemią UEFA chciała ograniczyć podróże i na areny decydujących bojów o triumf w Lidze Mistrzów wybrała stadiony dwóch klubów z Lizbony – Benfiki i Sportingu. O awansie do kolejnej rundy zmagań rozstrzygać będzie tylko jeden mecz. Wszystkie starcia będą odbywać się przy pustych trybunach, co eliminuje jakąkolwiek przewagę związaną z pełnieniem roli gospodarza. Dozwolona będzie zmiana pięciu graczy oraz szóstego w przypadku dogrywki.
Do stolicy Portugalii każdy klub będzie mógł zabrać maksymalnie 80 ludzi, z czego 45 będzie miało dostęp do „strefy zero”, czyli boiska i jego najbliższych okolic. Mowa tu o 23 zawodnikach, ośmiu członkach sztabu szkoleniowego oraz 14 pracowników zaplecza technicznego drużyny. Każda z tych osób będzie musiała poddać się badaniom na koronawirusa na dwie doby przed pierwszym meczem, wszystkim będzie mierzona temperatura przed wejściem na stadion, rezerwowi będą musieli zakładać maseczki, a zespoły będą wjeżdżały na teren stadionu co najmniej w dziesięciominutowych odstępach. To powinno uchronić uczestników turnieju przed Covid-19, ale do Lizbony wybiera się nieokreślona jeszcze do końca liczba kibiców. Utrzymać ich w ryzach epidemicznych zarządzeń będzie bardzo trudno.
Wcześniej jednak kibiców czekają emocje w czterech zaległych meczach rewanżowych 1/8 finału. Najmniej spekulacji towarzyszy potyczce Bayernu Monachium z Chelsea Londyn, bo zaliczka trzech goli z pierwszego spotkania w Londynie stawia bawarską jedenastkę w roli stuprocentowego faworyta. Nic dziwnego, że Robert Lewandowski, który na Stamford Bridge był bohaterem spotkania (zaliczył dwie asysty przy golach Serge’a Gnabry’ego i sam strzelił londyńczykom gola), przed sobotnią potyczką na Allianz Arena w Monachium był dobrej myśli. Kpaitan reprezentacji Polski jest mocno zmotywowany, bo po tym jak Ciro Immobile sprzątnął mu sprzed nosa „Złotego Buta”, nagrodę dla najlepszego strzelca lig europejskich, chciałby powetować sobie tę stratę zdobyciem korony króla strzelców Ligi Mistrzów. A ma na to realne szanse, bo w tej chwili prowadzi w zestawieniu z dorobkiem 11 goli. Z grona zawodników, którzy nadal grają w Champions League, najmniej do naszego piłkarz traci jego kolega z Bayernu Serge Gnabry oraz belgijski napastnik SSC Napoli Dries Mertens (obaj mają po sześć goli). Za ich plecami z dorobkiem pięciu trafień czają się jednak groźni konkurenci – Francuz Kylian Mbappe i Mario Icardi z Paris Saint-Germain, Raheem Sterling i Gabriel Jesus z Manchesteru City, Josip Ilicić z Atalanty Bergamo i Memphis Depay z Olympique Lyon. Ale biorąc pod uwagę, że w w fazie pucharowej tylko najlepsze zespoły rozegrają po trzy mecze, dogonić Lewandowskiego będzie piekielnie trudno. Zwłaszcza, że przecież on sam też będzie w grze, a ponieważ w tym sezonie prezentuje życiową formę, czego dowodem jest 51 zdobytych przez niego bramek we wszystkich rozgrywkach. „Lewy” jest najskuteczniejszym strzelcem w Europie i dystansuje pod względem liczby trafień nawet dotychczasowych hegemonów w tej „konkurencji”, czyli Cristiano Ronaldo i Leo Messiego.
Faworytem zaległych meczów w 1/8 finału, chociaż już nie takim murowanym jak Bayern, wydaje się być też Manchester City, bo trener tej drużyny, Pep Guardiola, raczej nie dopuści do roztrwonienia przez jego zespół przewagi wywalczonej na Santiago Bernabeu (2:1). Ale Realu Madryt nigdy nie należy lekceważyć. W pozostałych dwóch spotkaniach (Juventusu z Olympique Lyon i Barcelony z Napoli) szanse drużyn na wywalczenie awansu można uznać za równe.
Ale wytypowanie już dzisiaj triumfatora Ligi Mistrzów jest czystą loterią. I nie chodzi wyłącznie o to, że większość zespołów uważanych za faworytów znalazła się po jednej stronie turniejowej drabinki. Inną kwestią jest przygotowanie drużyn do gry. Francuskie zespoły (Paris Saint-Germain i Olympique Lyon przystąpią do rywalizacji po pięciu miesiącach przerwy w grze, ale po przejściu pełnego okresu przygotowawczego do nowego sezonu. Z kolei włoskie drużyny (Juventus i Atalanta) do zmagań w Champions League przystąpią praktycznie z marszu, bo Serie A rozgrywki zakończyła w miniony weekend. W podobnej sytuacji są też kluby hiszpańskie – Barcelona, Real i Atletico. Teoretycznie w najlepszej sytuacji znalazły się zespoły niemieckie – Bayern i RB Lipsk, które zakończyły sezon w Bundeslidze miesiąc temu, zdążyły posłać swoich graczy na krótkie urlopy, a po ich powrocie miały czas na przygotowanie ich do zmagań w Lidze Mistrzów. Bawarska jedenastka po pandemii byli w spektakularnej formie i z łatwością obroniła mistrzostwo Niemiec, wygrała też jedyny sparing po powrocie z wakacji (1:0 z Olympique Marsylia), ale w jakiej formie znajduje się teraz, przekonamy się dopiero w sobotę, gdy rozegra mecz z Chelsea. Fani Bayernu liczą, że trener Hansi Flick wykorzysta doświadczenie wyniesione z reprezentacji Niemiec, a to właśnie on jako asystent Joachima Loewa odpowiadał za przygotowanie niemieckiej kadry do mundial w 2014 roku.
Nie od rzeczy będzie wspomnieć, że drużyny przystąpią do rywalizacji w zmienionych składach, bo przecież trwa letnie okienko transferowe. Z Paris-Saint Germain odeszli z tego powodu Edinson Cavani i Thomas Meunier, z RB Lipsk Timo Werner, a z Manchesteru City Leroy Sane. UEFA ponownie otworzyła okres rejestrowania zawodników do Ligi Mistrzów, ale z zastrzeżeniem, że do listy dopisać można wyłącznie graczy, którzy na początku lutego byli w drużynie. Wykorzystały to m.in. Manchester City, który zarejestrował wracającego do zdrowia Aymerica Laporte czy Barcelona, która liczy na Ousmane Dembele.
My rzecz jasna trzymamy kciuki za kwartet naszych piłkarzy, którzy pozostali jeszcze w grze o triumf w Lidze Mistrzów. Oprócz Lewandowskiego, są to jeszcze Wojciech Szczęsny (Juventus) oraz Piotr Zieliński i Arkadiusz Milik (SSC Napoli).