29 marca 2024

loader

Na półmetku ekstraklasy Lech na czele, a Legia na dole

Lech Poznań dojechał na pozycji lidera do półmetka rozgrywek. W 17. kolejce „Kolejorz” pokonał na wyjeździe Zagłębie Lubin 3:2 i utrzymał przewagę trzech punktów nad drugą w tabeli Pogonią Szczecin. Natomiast obrońca mistrzowskiego tytułu Legia Warszawa sensacyjnie kończy rundę jesienną w strefie spadkowej, w towarzystwie Górnika Łęczna i Warty Poznań.

Potyczka Lecha z Zagłębiem miała dodatkowy smaczek, bo trenerem „Miedziowych” jest Dariusz Żuraw, szkoleniowiec którego w kwietniu tego roku zastąpił w poznańskim zespole Maciej Skorża. Wynik meczu miał zdecydowanie większe znaczenie dla Żurawia, któremu ostatnio zaczął się w Lubinie palić grunt pod nogami. Z różnych źródeł dochodzą pogłoski, że władze klubu nie są zadowolone z wyników zespołu i po cichu przymierzają się do zmiany trenera.
Ponoć największe szanse na wygryzienie Żurawia z posady ma bezrobotny od 29 sierpnia po zwolnieniu z Lechii Gdańsk Piotr Stokowiec, dla którego byłby do powrót do lubińskiego klubu po czteroletniej przerwie – wcześniej prowadził „Miedziowych” z sukcesami w latach 2014-2017, z którymi wywalczył trzecie miejsce w ekstraklasie i grał w europejskich pucharach. Wedle przepisów obowiązujących w naszej ekstraklasie Stokowiec może przejąć zespół od zaraz, bo w miniony weekend liga rozegrała 17. kolejkę, czyli formalnie zakończyła rundę jesienną, a regulamin nie zezwala jedynie na zatrudnienie tego samego szkoleniowca przez więcej niż jeden klub w jednej rundzie rozgrywek.
Żuraw mógłby wzmocnić swoją słabnącą pozycję w lubińskim klubie, gdyby w 17. kolejce Zagłębie wygrało u siebie z liderem ekstraklasy. Niestety dla niego, przegrało 2:3 i chociaż wynik temu może przeczyć, było zespołem pod każdym względem gorszym od lechitów. Nie jest zatem pewne, że to on poprowadzi „Miedziowych” w trzech ostatnich spotkaniach przed zimową przerwą – kolejno z Wisłą Kraków, Legią Warszawa i Górnikiem Łęczna.
Zamieszanie w Zagłębiu jest na rękę wszystkim tym trzem zespołom, bo każdy z nich potrzebuje ligowych punktów jak ryba wody. Zwłaszcza ekipa „Wojskowych”, dla której potyczka z „Miedziowymi” jest jedną z dwóch zaległych. Legioniści tymczasem u schyłku sezonu prezentują tak dramatycznie słabą dyspozycję, że nawet Cracovia dała im radę, chociaż przez cały mecz na swoim boisku grała archaiczny futbol tylko się broniąc i czyhając na kontrataki. Jeden z nich zakończył się powodzeniem, gdy po dośrodkowaniu Słowaka Michala Siplaka Holender Pelle van Amersfoort pokonał Artura Boruca.
Dzięki temu ekipa „Pasów” wreszcie po raz pierwszy od 16 lat mogła cieszyć się ze zwycięstwa z Legią na własnym stadionie. A dla stołecznej drużyny była to już 11. porażka w tym sezonie. Tymczasowy trener Legii Marek Gołębiewski w ekstraklasie jak do tej pory wygrał tylko jeden mecz (na Łazienkowskiej z Jagiellonią Białystok), a w Pucharze Polski pokonał III-ligowy Świt Skolwin (1:0) i II-ligowy Motor Lublin (2:1).
W czwartek „Wojskowych” czeka kluczowe starcie w Lidze Europy ze Spartakiem Moskwa. Tylko zwycięstwo zapewni im awans do kolejnej fazy rozgrywek, w przypadku porażki zakończą zmagania na ostatnim miejscu w grupie. Będą mieli więc już europejskie puchary z głowy, ale przed sobą rozpaczliwą walkę o wydobycie się ze strefy spadkowej w spotkaniach z Wisłą Płock w 18. i Radomiakiem w 19. kolejce oraz w zaległych spotkaniach z Zagłębiem Lubin i Bruk-Betem Nieciecza. Do zdobycia mają zatem 12 punktów, ale nawet przy pełnej zdobyczy nie podskoczą w tabeli wyżej niż do środka tabeli.
W Legii wciąż liczą na zakontraktowanie Marka Papszuna. Nie wiadomo jednak, czy tego szkoleniowca uda się wyrwać z Rakowa Częstochowa już zimą, czy dopiero po zakończeniu sezonu. A sytuacja na Łazienkowskiej jest „pożarowa” i alarmowe syreny wyją z każdego zakątka w tym klubie. Legioniści kontynuują dramatyczną serie porażek – z Cracovią była już ósma w dziewięciu ostatnich ligowych meczach.
Co prawda nikt jeszcze na serio nie zakłada spadku aktualnych mistrzów Polski do niższej ligi, ale już sam fakt, że od 31 października zespół Legii po raz pierwszy od 28 lat znalazł się w strefie spadkowej, jest szokiem nawet większym, niż ustanowienie przez obecną ekipę nowego klubowego rekordu w liczbie porażek z rzędu (poprzedni padł w 1936 roku i zaowocował degradacją, a następnie rozwiązaniem klubu). Kibice Legii nie są przyzwyczajeni do takich sytuacji, co nie dziwi, bo trzeba mieć co najmniej 760 lat na karku, żeby pamiętać taką mizerię w wykonaniu „Wojskowych”.
Na tym jednak nie koniec upokorzeń stołecznego klubu w tym sezonie. Porażka z Cracovią była już 11. poniesioną w lidze i pod tym względem legioniści są najgorsi w ekstraklasie, chociaż rozegrali od wa spotkania mniej od większości wyżej plasujących się zespołów. Legia w statystykach prezentuje się obecnie jako najgorszy obrońcą tytułu w historii polskiej ligi, bo dotąd żaden aktualnie panujący mistrz Polski nie schodził z boiska pokonany aż tyle razy na tym etapie nowego sezonu. Najbardziej zdumiewa jednak to, że zespół „Wojskowych” nigdy nie był łatwiejszy do pokonania niż jest teraz, co może dziwić, bowiem w Lidze Europy ten sam zespół i ci sami piłkarze wygrali przecież dwa mecze, w tym na wyjeździe ze Spartakiem Moskwa.
Ze stratą 26 punktów do prowadzącego w rozgrywkach Lecha Poznań Legia może już zapomnieć o obronie mistrzowskiego tytułu, ale coraz bardziej wygląda też na to, że nawet miejsce na podium jest już poza jej zasięgiem, bo Pogoń Szczecin, Lechia Gdańsk i Raków Częstochowa raczej nie dadzą się im dogonić. Trzecia aktualnie w tabeli Lechia ma legionistami 21 punktów przewagi. Ta ścieżka kwalifikująca do życiodajnych finansowo europejskich pucharów dla warszawskiego klubu jest więc zamknięta, a ten sezon może on jeszcze uratować zwycięstwem w Pucharze Polski.
Jedyna droga na europejskie areny w przyszłym sezonie dla Legii wiedzie w obecnych rozgrywkach przez Puchar Polski. W losowaniu par ćwierćfinałowych legioniści znów mieli szczęście, bo chociaż tym razem trafili na przeciwnika z ekstraklasy, Górnika Łęczna, to wystąpią w tej potyczce w roli gospodarzy. Ale półfinale już słabeuszy raczej nie będzie, bo ósemce pozostałych w rywalizacji zespołów są Lech, Raków, Wisła Kraków oraz Piast Gliwice lub Górnik Zabrze.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

Wojna mistrza z pretendentem w Formule 1

Następny

Wyniki 17. kolejki PKO Ekstraklasy