

Nowa decyzja Donalda Trumpa w sprawie ceł wywołała międzynarodowe poruszenie i realne zagrożenie dla światowego porządku gospodarczego. Prezydent Stanów Zjednoczonych podpisał rozporządzenie nakładające 10-procentową „bazową” taryfę na niemal wszystkie towary importowane do USA, a dla wybranych krajów – w tym Chin – dodatkowe stawki sięgające 34%. Nowa polityka objęła również tradycyjnych sojuszników Waszyngtonu, takich jak Unia Europejska, Kanada, Japonia czy Australia.
Pekin, reagując na tę decyzję, ogłosił, że od 10 kwietnia wprowadza równoważne środki celne na amerykański import, obejmujące cały zakres towarów objętych restrykcjami przez administrację USA. Dodatkowo zapowiedziano ograniczenia eksportowe niektórych surowców strategicznych oraz wpisanie 16 amerykańskich firm na listę podmiotów objętych kontrolą.
Rzecznik chińskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, Guo Jaikun, określił działania USA jako poważne naruszenie reguł międzynarodowego handlu i wezwał do dialogu opartego na równości, wzajemnym szacunku i korzyściach. Jak zaznaczył, Chiny są gotowe chronić swoje interesy w sposób zdecydowany, ale odpowiedzialny.
Światowe giełdy natychmiast zareagowały na napięcia: indeksy Dow Jones i Nasdaq odnotowały największe spadki od czasów pandemii, a analitycy mówią o widmie nadchodzącego spowolnienia. Międzynarodowy Fundusz Walutowy ostrzega, że obecna polityka celna może obniżyć globalny wzrost gospodarczy nawet o 1,5%, a Światowa Organizacja Handlu wezwała do niezwłocznego powrotu do konstruktywnych negocjacji.
Nowe amerykańskie taryfy spotkały się z szeroką falą krytyki ze strony liderów państw i instytucji międzynarodowych. Premier Kanady Justin Trudeau nazwał decyzję Waszyngtonu „bardzo nierozsądną” i podkreślił, że „rozpoczynanie wojen handlowych z najbliższymi sojusznikami nie służy żadnemu interesowi narodowemu”. Przewodnicząca Komisji Europejskiej Ursula von der Leyen zapowiedziała przygotowanie skoordynowanej odpowiedzi ze strony Unii, a premier Włoch Giorgia Meloni ostrzegła, że takie działania „osłabiają cały Zachód w momencie globalnej niepewności”.
W samych Stanach Zjednoczonych nie brakuje głosów sprzeciwu wobec nowej polityki gospodarczej prezydenta. Amerykańska Izba Handlowa alarmuje, że taryfy oznaczają w praktyce podwyżki podatków dla konsumentów. Przedstawiciele sektora motoryzacyjnego ostrzegają, że średnia cena samochodu może wzrosnąć nawet o 4500 dolarów, a zakłócenia w dostawach części mogą uderzyć w produkcję i zatrudnienie. Senator Ted Cruz, choć związany z Partią Republikańską, przyznał, że w razie odpowiedzi ze strony reszty świata „Ameryka może stanąć w obliczu bardzo poważnych konsekwencji gospodarczych”.
W tym kontekście działania Chin są przez wielu komentatorów oceniane jako proporcjonalne i zgodne z zasadami odpowiedzialnej dyplomacji gospodarczej. Władze w Pekinie konsekwentnie podkreślają, że nie dążą do eskalacji, lecz do poszanowania międzynarodowych reguł. W przeciwieństwie do konfrontacyjnej retoryki administracji Trumpa, stanowisko Chin pozostaje stonowane i rzeczowe.
Nowa sytuacja prowadzi do głębokiego przewartościowania globalnych relacji gospodarczych. To, co przez dekady było oparte na zasadzie wzajemnych korzyści i wielostronnych uzgodnień, zaczyna być wypierane przez działania jednostronne i konfrontacyjne. Coraz więcej państw – nie tylko z Azji, ale i z Europy – wyraża gotowość do współpracy z partnerami, którzy oferują stabilność, przewidywalność i szacunek dla zasad.
Wbrew zamierzeniom Białego Domu, polityka celna Donalda Trumpa może doprowadzić nie do odzyskania globalnej dominacji przez USA, lecz do jej przyspieszonego osłabienia. Jeśli obecna spirala eskalacji nie zostanie zatrzymana, to właśnie amerykańscy konsumenci, pracownicy i przedsiębiorcy zapłacą najwyższą cenę.
JM/Xinhua/ UN/ WTO/