3 kwietnia 2025

loader

Krwawe zyski. ReARM Europe na wojnę, której nie można wygrać?

Leopard 2A8 na targach Eurosatory / Fot. Eurosatory

Zbrojenia receptą na kryzys europejskiej gospodarki? Europejskie marionetki wszechmocnych globalnych oligarchów wzięły się do pracy. W 2024 r. przyjęły „Plan ReARM Europe”. Ma być ucieczką przed recesją, a zarazem receptą na zastąpienie przestarzałych sektorów produkcyjnych zbrojeniówką. Tylko planety żal.

Wydatki na wojsko w obiegu kapitału. Dlaczego Wuj Sam przeznacza już prawie bilion dolarów na wojsko? Prywatne w większości korporacje zbrojeniowe otwierają w banku kredyt, by zrealizować zamówienie, np. na lotniskowiec Gerald R. Ford. Zakupują w innych firmach potrzebne projekty, komponenty, maszyny, prace konstrukcyjne; płacą własnym pracownikom uczestniczącym w tym projekcie. Firmy zewnętrzne uzyskują dochody, które ostatecznie stają się depozytami banków. I koło się zamyka. Koniunktura trwa, bije licznik wzrostu gospodarczego, będą podatki i zadowoleni wyborcy. A czy kolejne generacje broni zostaną zużyte w operacjach humanitarnych, czy w Ukrainie, czy ostatecznie wylądują na pustyni Arizony – ma drugorzędne znaczenie. Chodzi o to, aby nie znalazły się w sklepie z (autentycznym) szyldem; „Jezus cię kocha-skup i sprzedaż broni”. Dlatego Pentagon i różne jego wyspecjalizowane fundusze (jak DARPA, Sematech w połowie finansowany przez Pentagon) wspierały powstanie nowoczesnych technologii: radaru, układów scalonych, stron internetowych., przemysłu półprzewodnikowego. W Krzemowej Dolinie pojawiły się finansowane przez DARPA badania nad wykorzystaniem sztucznej inteligencji i autonomicznych systemów uzbrojenia (autonomiczne statki, samoloty, łodzie podwodne). Tu też powstały technologie cyfrowe i chipy decydujące obecnie o konkurencyjności poszczególnych wyrobów i gałęzi przemysłu.

Do tej pory słabość technologiczna gospodarek europejskich miała u źródeł stosunkowo niewielkie wydatki na zbrojenia. Hegemonia USA korzystała ze słabości UE, która nie jest państwem, nie ma wspólnej polityki fiskalnej, przemysłowej, obronnej. Nie ma też surowców energetycznych i minerałów. Życie w cieniu nuklearnej potęgi atlantyckiego sojusznika rozleniwiło tutejszych posiadaczy kapitału pieniężnego. Swoje zyski lokowali ostatecznie w amerykańskie obligacje i produkty sektora finansowego. Np. niemieccy krezusi kupili w l. 2002-2008 za granicą aktywa o wartości ponad 2,7 biliona euro. W Europie podobną rolę do amerykańskiej zbrojeniówki odgrywał częściowo przemysł motoryzacyjny. W Niemczech, Francji, Włoszech, Hiszpanii oraz ich środkowoeuropejskich filiach zatrudniał 13 mln pracowników. Tworzył 7% europejskiego PKB i odpowiadał za 10 proc. całkowitego eksportu.

Sytuacja się zmieniła, kiedy z neoliberalnej globalizacji zwycięsko wyszedł przemysł chiński – z czasem równie nowoczesny, za to z ułamkowymi kosztami pracy. Po prostu konkurent ma do eksploatacji, niczym w XIX-wiecznej Anglii, 160 mln wiejskiej „płynnej” populacji. Łączy ona pracę na niewielkiej działce rolnej z pracą w centrach przemysłowych. Tymczasem w Europie nie można więcej uelastyczniać stosunków pracy czy oszczędzać na usługach publicznych. 

Ale nadszedł sprzyjający moment do rekonwersji przemysłu – przestawienia go na produkcję uzbrojenia. To skutek beztroskiego przyzwolenia na natowską ekspansję na Wschód. W końcu rakiety mogły trafić na Ukrainę, i … w ich zasięgu by się znalazła stolica Rosji. Do tego Sewastopol to jedyny niezamarzający port dla rosyjskiej floty. W tej sytuacji brak geopolitycznego realizmu doprowadził do konfliktu rosyjsko-ukraińskiego. Następstwem było wstrzymanie importu energetycznych surowców, wzrost cen gazu, i ….recesja w kluczowych branżach: samochodowej, produkcji nawozów, wzrost cen energii dla gospodarstw domowych. Np. niemiecka strategia polegała na zaopatrzeniu największej bazy przemysłowej Europy w energię pochodzącą z turbin gazowych. To był stosunkowo tani gaz z Rosji, tańszy niż skroplony LNG z Kataru czy USA. To zapewniało konkurencyjność wyrobów niemieckiej gospodarce, szczególnie na chińskim rynku. Z powodu konfliktu na Ukrainie właśnie kilka gospodarek ucierpiało najbardziej. To one ponoszą duże koszty w postaci zakłóceń w sektorze energetycznym, a także inflacji. Ich kapitał stracił dobrą lokalizację, a także rynki zbytu artykułów luksusowych. Stany zaś stały się geopolitycznym beneficjentem – powiększyły rynek zbytu swojego, kosztownego ekologicznie skroplonego gazu łupkowego oraz „produktów” korporacji zbrojeniowych. 

Kolejna sprzyjająca zbrojeniom okoliczność powstała po jesiennych wyborach prezydenckich w USA. Amerykański parasol nuklearny będzie kosztował więcej – tego żąda prezydent Trump. Jest zatem okazja, żeby wykorzystać strach przed nuklearnym arsenałem Rosji do konwersji europejskiego przemysłu. Jest okazja, by zawrócić koło historii. Ale za cenę wielu fałszywych przesłanek. Pierwsza pozwala udawać, że nie ma różnicy między krajem nienależącym do NATO, jak Ukraina, a pozostałymi krajami europejskimi – członkami tego sojuszu. Po drugie, wykorzystują zmianę strategii amerykańskiego państwa w erze trumpizmu-muskizmu. Deindustrializacja kraju, słabnięcie dolara jako waluty rezerwowej świata, konkurencja Chin, Indii – przywracają do łask tradycyjny amerykański imperializm. Amerykańskie korporacje teleinformatyczne, zbrojeniowe, wydobywcze, fundusze spekulacyjne mogą na własnych warunkach szukać możliwych rent – gdziekolwiek i jakkolwiek się da. Zysk ci wszystko wybaczy – mówią nowi barbarzyńcy, „zimne potwory”, jak je nazwał ceniony socjolog szwajcarski Jean Ziegler. Toczą między sobą walkę na śmierć i życie. Do tych kanibali dołączą teraz europejscy oligarchowie – posiadacze udziałów i akcji firm zbrojeniowych. Oni teraz będą zarabiać nie na produkcji samochodów, tylko czołgów. Ciekawe, czy konieczny do produkcji tradycyjnego i nowoczesnego uzbrojenia europejskie firmy będą korzystać z tańszych rosyjskich nośników energii i minerałów? 

W tej sytuacji Volkswagena, Renault czy Fiata zastąpią teraz kluczowe korporacje zbrojeniowe takie jak m.in. Rheinmetall (Niemcy), Thales (Francja), Leonardo (Włochy), BAE Systems (Wielka Brytania) czy hiszpańska Indra. Już od początku wojny na Ukrainie nadeszły dla nich tłuste lata. Tylko w r. 2024 Rheinmetall miał w portfelu zamówienia wartości 55 mld euro, pozostałe jak Thales czy Leonardo sześciokrotnie zwiększyły do 2022 r. swoją wartość giełdową (za blogiem hiszpańskiego ekonomicznego i geopolitycznego analityka Germana Goraiz Lopeza, Que se esconde tras el plan „ReARM Europe”?).

Plan „ReARM Europe” jest ucieczką przed recesją i receptą na zastąpienie przestarzałych sektorów produkcyjnych zbrojeniówką. Uchwalona w marcu 2024 r. strategia rozwoju przemysłu zbrojeniowego przewiduje, że do 2030 r. co najmniej 50 proc. broni krajów UE będzie pozyskiwane na miejscu. Wspólne zakupy zwiększa się z 18 proc. do 40. A wszystko kosztem długu, który wyniesie 800 mld euro. Z tego wiele uszczkną placówki naukowe i działy prac badawczo-rozwojowych firm. Na razie tylko holenderska firma ASML do litografii EUV (w skrajnym nadfiolecie) stanowi niezbędne ogniwo w produkcji półprzewodników. Dlatego zamówienia popłyną też do szczęśliwych amerykańskich producentów uzbrojenia: Northrop Grummana, Lockheed Martina czy Raytheona. 

Przyjdzie się też pożegnać z ordoliberalną doktryną finansów. Legła ona u podstaw polityki monetarnej Europejskiego Banku Centralnego. Jest on klonem Bundesbanku. Dotychczas kierował się przyjętą w 2012 r. niemiecką „złotą regułą” – 3% deficytu budżetowego jako europejskiego kanonu. Nic dziwnego, że zdaniem angielskiego ekonomisty Jana Toporowskiego, powstała sytuacja, w której „Europa ma teraz bank centralny bez rządu i rząd bez banków centralnych”. Teraz trzeba się rozstać z mitem deficytu i przeprosić z nowoczesną teorią monetarną. Jeśli zadłużamy się w suwerennej walucie (w tym wypadku w euro), to granicą wydatków publicznych jest tylko inflacja. Nie ma arbitralnych kryteriów dotyczących rozmiaru deficytu budżetowego. 

Kto zapłaci za zbrojenia? Przede wszystkim planeta. Ropa jest wciąż dobrem strategicznym, bo napędza samoloty, czołgi, łodzie podwodne, lotniskowce, i wszystko, co się porusza na polu bitwy, z wyjątkiem żołnierzy. Nowym zasobem strategicznym stają się metale: kobalt, tantal, cyrkon, ind i metale ziem rzadkich, zwłaszcza używany do produkcji półprzewodników gal (Ga). 80% metali ziem rzadkich wydobywa się w Mongolii Wewnętrznej – prowincji CHRL. Bez nich nie może się obejść ani elektromobilność, ani energetyka odnawialna, ani broń robotyczna, jak dron napędzany baterią słoneczną. By je wydobyć, planeta jest penetrowana maszynerią napędzaną wielkimi silnikami dieslowskimi. Drogę do złoża torują im materiały wybuchowe. Do tego praca dzieci przy wydobyciu kobaltu w Kongu. To wojna wydana planecie. 

Żeby ograniczyć rozmiary kryzysu planetarnego konieczna byłaby całkiem inna polityka niż przewiduje tuskizm-leyendyzm. Przeciwnie – żyjącym z pracy rąk i umysłów służy ograniczanie zbrojeń. Według szacunku G. Kołodki tylko zmniejszenia o 1 proc. rocznie (z 2,35 proc. do 1,35 proc. światowego produktu brutto) pozwoli zaoszczędzić bilion dolarów rocznie. Lista najpilniejszych wydatków nie ma praktycznie końca. To byłaby druga, po rooseveltowskim New Dealu, światowa wojna z korporacjami, z ich udziałowcami, z menedżmentem, z posiadaczami miliardowych pakietów akcji. Trudno też pominąć okoliczność, że zakupy potencjalnego złomu na kredyt w kraju peryferyjnym jak Polska – wypierają inne, jeśli nie ważniejsze wydatki: na ochronę zdrowia, edukację, prace badawczo-rozwojowe itd. Ale ci, którym powinno najbardziej zależeć na cywilizacji zharmonizowanej z przyrodą – wolą słuchać sławotoku szurii anarchokapitalistyczno-narodowej. Już dziś (28.03.25) ekipa wojowników Tuska wyda kolejne 2 mld dolarów tylko na wsparcie logistyczne i technologiczne obsługi systemów przeciwrakietowych Patriot. Łącznie wystraszeni godzą się na wydatek około 5 mld dol. tylko na wspomniany system obrony przeciwrakietowej. Przed tysiącami głowic nuklearnych sąsiada? Tusku bij się z niedoważonymi myślami – to wystarczy dla pokoju w Polsce i w EU.

Tadeusz Klementewicz

(ur. 1949) – polski politolog, profesor nauk społecznych, wykładowca na Wydziale Nauk Politycznych i Studiów Międzynarodowych Uniwersytetu Warszawskiego. Specjalista w zakresie teorii polityki i metodologii nauk społecznych. https://pl.wikipedia.org/wiki/Tadeusz_Klementewicz

Poprzedni

Mentzen nie jest „wolnościowcem” i straszy Turkami