
Prezydent Donald Trump ogłosił, że Stany Zjednoczone „bardzo niedługo” rozpoczną działania lądowe przeciwko wenezuelskim grupom, które Waszyngton oskarża o udział w transporcie narkotyków. To pierwsza tak otwarta zapowiedź wejścia wojsk USA na terytorium Wenezueli od czasu rozpoczęcia operacji morskich, które od września doprowadziły do śmierci co najmniej 83 osób.
Podczas wideokonferencji z żołnierzami, prowadzonej z posiadłości Mar-a-Lago w Święto Dziękczynienia, Trump chwalił skuteczność operacji przechwytywania na morzu i twierdził, że przemytnicy „nie chcą już dostarczać narkotyków drogą morską”. Zapowiedział jednak rozszerzenie działań także na ląd. „Ląd jest łatwiejszy — i zacznie się to bardzo szybko” – powiedział wojskowym uczestniczącym w operacji Southern Spear.
Zapowiedź pada w momencie największego od sześciu dekad rozmieszczenia amerykańskich sił w regionie. Na Karaibach znajduje się około 15 tysięcy żołnierzy, a 16 listopada dołączył do nich USS Gerald R. Ford, najnowocześniejszy lotniskowiec marynarki USA, wspierany przez grupę uderzeniową i wyposażony m.in. w myśliwce F-35C. W ramach operacji działają również bombowce B-52 wykonujące loty w pobliżu wybrzeży Wenezueli oraz flota bezzałogowych statków patrolujących szlaki morskie.
Sekretarz obrony Pete Hegseth, który odwiedził lotniskowiec w czwartek, określił misję jako próbę „usunięcia narkoterrorystów z naszej hemisfery”. Równocześnie Departament Stanu wpisał Cartel de los Soles, strukturę powiązaną zdaniem USA z prezydentem Nicolásem Maduro, na listę zagranicznych organizacji terrorystycznych. W październiku CNN ujawniło, że administracja przygotowała tajną opinię prawną uzasadniającą śmiertelne uderzenia przeciwko podejrzanym handlarzom narkotyków, choć najnowsze analizy Biura Doradztwa Prawnego Departamentu Sprawiedliwości stwierdzają, że USA wciąż nie posiadają jednoznacznego upoważnienia do prowadzenia ataków na terytorium Wenezueli.
Caracas natychmiast zareagowało mobilizacją około 200 tysięcy żołnierzy i wprowadzeniem najwyższego poziomu gotowości. Maduro oskarżył Stany Zjednoczone o próbę „zmiany reżimu pod przykrywką walki z narkotykami” i zapowiedział, że Wenezuela „nie pozwoli się zastraszyć”. Rosja i Chiny publicznie poparły Caracas, a Władimir Putin w liście do Maduro zadeklarował „niezachwianą solidarność” wobec amerykańskiej presji.
Napięcia szybko uderzyły także w ruch lotniczy. Po ostrzeżeniach Federalnej Administracji Lotnictwa (FAA) o „nasilonej aktywności wojskowej” nad Wenezuelą, sześć dużych przewoźników — Iberia, TAP, Turkish Airlines, Avianca, LATAM i Gol — zawiesiło połączenia. Wenezuelski rząd odpowiedział cofnięciem zezwoleń, oskarżając linie o udział w „terroryzmie państwowym inspirowanym przez USA”.
W samych Stanach Zjednoczonych rosnie niepokój polityczny. Senator Cory Booker ostrzegł, że „inwazja na Wenezuelę nie zrobi nic, by chronić Amerykanów, a bezpośrednio narazi ich życie”, apelując do Kongresu o powstrzymanie eskalacji. Jego wypowiedź wyraźnie kontrastuje z wojowniczą retoryką Białego Domu.
Zapowiedź operacji lądowej i bezprecedensowa mobilizacja sił USA sprawiają, że region ponownie staje się jednym z największych punktów zapalnych na półkuli zachodniej. O tym, czy dojdzie do faktycznej interwencji, zdecydują najbliższe dni — oraz odpowiedź administracji na ograniczenia prawne, które jak dotąd blokowały działania na terytorium Wenezueli.









