
OLYMPUS DIGITAL CAMERA
Sąd Kasacyjny we Włoszech zgodził się na ekstradycję ukraińskiego obywatela podejrzanego o udział w wysadzeniu gazociągów Nord Stream w 2022 roku. Mężczyzna został zatrzymany latem podczas wakacji we Włoszech, a teraz ma trafić do Niemiec, gdzie grozi mu do piętnastu lat więzienia. Decyzja ta zapada na tle wciąż nierozstrzygniętych dochodzeń, które od trzech lat próbują ustalić, kto odpowiada za ten sabotaż.
Minęły trzy lata od eksplozji na gazociągach Nord Stream 1 i 2 na Morzu Bałtyckim, a europejskie śledztwa nadal nie przyniosły pełnych odpowiedzi. W Szwecji i Danii postępowania zostały zawieszone z powodu „braku dowodów”, natomiast Niemcy kontynuują własne dochodzenie. Berlińscy śledczy badali możliwy udział ukraińskich struktur państwowych, w tym wysokich urzędników, którzy mieli podłożyć ładunki wybuchowe w pobliżu Bornholmu we wrześniu 2022 roku. Według ustaleń „Wall Street Journal”, prezydent Wołodymyr Zełenski miał początkowo zaakceptować plan operacji, a następnie próbować go odwołać — bez skutku. Zełenski stanowczo zaprzeczył tym informacjom, wskazując jako odpowiedzialnych Rosjan.
Z ustaleń niemieckich organów wynika, że w sabotaż miało być zaangażowanych sześć osób. Jedną z nich jest Serhii Kuznietsow, 49-letni obywatel Ukrainy, wobec którego Niemcy wystawiły europejski nakaz aresztowania. Zatrzymano go 21 sierpnia w Rimini, a Włosi umieścili go w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Przed wyjazdem na wakacje do Włoch mieszkał w Polsce — jak przypomniano w niemieckich aktach — jednak nasza prokuratura nie wykonała wówczas wniosku Berlina o jego zatrzymanie.
W środę, 19 listopada, włoski Sąd Kasacyjny ostatecznie zgodził się na jego ekstradycję. Kuznietsow zostanie przekazany stronie niemieckiej w najbliższych dniach. Jeśli zarzuty zostaną przed sądem potwierdzone, grozi mu do piętnastu lat pozbawienia wolności.
Długi proces sądowy zakończony we Włoszech
Droga prawna w sprawie Kuznietsowa wielokrotnie prowadziła od Bolonii do Rzymu i z powrotem. We wrześniu Sąd Apelacyjny w Bolonii wyraził zgodę na ekstradycję, ale adwokat podejrzanego, Nicola Canestrini, złożył skargę kasacyjną. 15 października Sąd Kasacyjny zawiesił procedurę, uznając, że sędziowie z Bolonii niesłusznie zakwalifikowali czyn jako „akt terrorystyczny”, podczas gdy w niemieckim nakazie mowa była wyłącznie o „sabotżu”.
Sprawa wróciła do Bolonii, a sąd apelacyjny podtrzymał swoją decyzję. Kolejna skarga kasacyjna została już odrzucona, co otworzyło drogę do wydania Ukraińca. „Choć jestem głęboko rozczarowany, jestem pewien, że proces w Niemczech zakończy się uniewinnieniem mojego klienta” — oświadczył Canestrini. Kuznietsow utrzymuje, że nie ma nic wspólnego z wysadzeniem Nord Stream i że w momencie zdarzenia przebywał w Ukrainie jako dowódca wojskowy.
Polska odmówiła ekstradycji drugiego podejrzanego
Równolegle pojawił się drugi wątek, który również wzbudził ogromne zainteresowanie europejskiej opinii publicznej. Polska zatrzymała bowiem innego obywatela Ukrainy, Volodymyra Żurawlowa, również podejrzewanego o udział w sabotażu. 26 września warszawski sąd, po rozpatrzeniu wniosku niemieckich organów, odmówił jego wydania.
W uzasadnieniu sędzia stwierdził: „Wniosek [strony niemieckiej] o ekstradycję nie zasługuje na uwzględnienie. Państwo polskie nie jest zainteresowane ściganiem osób działających przeciwko Rosji”. Polska — co sami wielokrotnie podkreślaliśmy i o czym mówili kolejne rządy — była konsekwentnym przeciwnikiem budowy Nord Stream, postrzegając oba gazociągi jako narzędzie rosyjskiego wpływu na Europę. Sędzia dodał: „Jeśli Ukraina i jej siły specjalne faktycznie przeprowadziły operację militarną w celu zniszczenia rurociągów wroga, nie można uznać tych działań za nielegalne. Były zasadne, racjonalne i słuszne”.
Ten osąd znajduje odzwierciedlenie także w wypowiedziach naszych władz. Na początku października premier Donald Tusk mówił wprost: „Problemem Europy, Ukrainy, Litwy i Polski nie jest to, że Nord Stream 2 został wysadzony, ale że w ogóle powstał”.









