
Rosnące napięcia handlowe między USA a Europą coraz mocniej wpływają na kierunki niemieckiej polityki gospodarczej. Najnowsze dane pokazują, że po roku przerwy to właśnie Chiny, a nie Stany Zjednoczone, ponownie stały się najważniejszym partnerem handlowym Niemiec. Zmiana nastąpiła w momencie, gdy Berlin próbuje uniezależnić się zarówno od Pekinu, jak i od rosnącej presji celnej Waszyngtonu.
Całkowita wymiana handlowa Niemiec z Chinami w okresie od stycznia do września osiągnęła prawie 186 mld euro – według danych Destatis dokładnie 185,9 mld euro, co oznacza symboliczny wzrost o 0,6 proc. wobec poprzedniego roku. W tym samym czasie handel ze Stanami Zjednoczonymi wyraźnie osłabł i spadł do 184,7 mld euro, czyli o 3,9 proc. To odwrócenie trendu z 2024 roku, kiedy to – pod wpływem dyskusji o redukcji zależności – na pierwsze miejsce wskoczyły USA.
Zmiana kierunków handlu zbiega się z agresywną polityką celną Stanów Zjednoczonych. Wprowadzone latem podwyżki taryf, sięgające nawet 15 proc. na wybrane towary unijne, stały się realnym obciążeniem dla niemieckiego eksportu – od motoryzacji po farmację. Choć USA pozostają kluczowym rynkiem zbytu dla niemieckiej gospodarki, koszty polityki „America First” zaczynają być dla Berlina trudne do ignorowania.
Jednocześnie Niemcy wciąż opierają dużą część produkcji na imporcie komponentów z Azji, zwłaszcza z Chin – od półprzewodników po metale ziem rzadkich, bez których nie istnieje nowoczesny przemysł. W pierwszych trzech kwartałach import z Chin wzrósł o 8,5 proc., podczas gdy eksport do Chin spadł o ponad 12 proc., co pogłębiło nierównowagę w dwustronnym bilansie handlowym. Prognozy wskazują, że Niemcy mogą zakończyć 2025 rok z rekordowym deficytem handlowym wobec Chin, sięgającym ok. 87 mld euro, co przewyższyłoby dotychczasowy rekord z 2022 r.
W tej sytuacji Berlin stara się szukać stabilności w relacjach z Pekinem. Podczas wizyty w Chinach minister finansów Lars Klingbeil uzyskał deklarację dotyczącą zapewnienia ciągłości dostaw metali ziem rzadkich oraz innych surowców krytycznych. Ma to znaczenie przede wszystkim dla niemieckiej motoryzacji, energetyki i branży elektronicznej, które są szczególnie wrażliwe na zakłócenia łańcuchów dostaw.
Dialog gospodarczy między oboma państwami nie jest jednak pozbawiony trudności. W ostatnich miesiącach Pekin zaostrzył kontrolę eksportu wybranych surowców strategicznych, co wywołało zaniepokojenie wśród niemieckich producentów. Jednocześnie odwołana z przyczyn organizacyjnych wizyta niemieckiego ministra spraw zagranicznych pokazała, że relacje dyplomatyczne również wymagają pracy i cierpliwości.
Mimo tych napięć zarówno Berlin, jak i Pekin wysyłają sygnały o chęci poprawy współpracy gospodarczej. Niemcy – po dwóch latach recesji i w warunkach słabego wzrostu – potrzebują stabilnych łańcuchów dostaw i przewidywalnych warunków dla eksportu. Z kolei Chiny, jako druga co do wielkości gospodarka świata, dążą do utrzymania spokojnych relacji z kluczowym partnerem europejskim.
Tegoroczny „dialog finansowy” w Pekinie, w którym uczestniczył Klingbeil, ma być początkiem bardziej regularnych kontaktów. Dla Niemiec to przypomnienie, że mimo deklaracji o „dywersyfikacji”, współpraca z Chinami pozostaje jednym z filarów ich przemysłu.
Ostatecznie najnowsze statystyki pokazują to, o czym w Berlinie często mówi się półgłosem: niemiecka gospodarka – zwłaszcza sektor motoryzacyjny i technologiczny – jest silnie powiązana z dostawami z Chin, a budowanie alternatywnych łańcuchów produkcji to proces długotrwały i kosztowny. W obecnych warunkach geopolitycznych oba państwa muszą więc łączyć ostrożność z pragmatyzmem.









