26 kwietnia 2024

loader

Wolniutko sięgamy do skarpety

fot. Unsplash

Ponad 50 proc. Polaków deklaruje, że ma oszczędności, ale 40 proc. z nich sięgnęło po nie z powodu rosnących cen i kosztów utrzymania. Z odłożonych środków częściej korzystają kobiety. Ale za to w Nowym Jorku…

Blisko 70 proc. Polaków przyznaje, że obecnie jest im coraz trudnej oszczędzać. Podobnie liczna grupa uważa, że chcąc odkładać, muszą zrezygnować z jakichś wydatków. Z kolei prawie 2/3 konsumentów w ostatnim czasie zgromadziło mniej gotówki niż wcześniej – wynika z badania Krajowego Rejestru Długów (KRD) „Oszczędzanie Polaków w inflacji”.

Prezes KRD Adam Łącki ocenił, że w tym roku sytuacja finansowa Polaków może się pogorszyć, na co wskazują zgromadzone w rejestrze dane. Na koniec 2022 r. zadłużenie rodaków sięgało 44,4 mld zł. Nieuregulowane zobowiązania miało 2,37 mln osób. Przez cały miniony rok przybywało zarówno długów, jak i dłużników, choć w 2021 r. widoczny był trend zniżkowy.

Według badania ponad połowa Polaków deklaruje, że ma oszczędności, ale 40 proc. z nich „było zmuszonych sięgnąć po zgromadzone środki z powodu rosnących cen i kosztów utrzymania”. Z kolei 31 proc. osób wykorzystało w tym celu 1/10 odłożonych pieniędzy, 37 proc. „odmroziło” 30 proc. gotówki, a 23 proc. – zużyło niemal połowę oszczędności.

Oszczędności częściej gromadzą mężczyźni (60 proc.) niż kobiety (49 proc.), ale to panie częściej po nie sięgają. Decyduje się na to 44 proc. respondentek i 30 proc. respondentów.

Z kolei prawie 70 proc. respondentów twierdzi, że „w obecnych warunkach ekonomicznych nie jest ławo odkładać”. 59 proc. uważa, że po kolejnych podwyżkach cen towarów i usług w ogóle nie będzie ich na to stać. Ci, którzy chcą się zabezpieczyć finansowo, wskazują, że będą musieli zrezygnować z różnych wydatków (67 proc. badanych). Natomiast 36-proc. udaje się odkładać co miesiąc taką samą, ściśle określoną kwotę.

Jednocześnie ponad 33 proc. badanych Polaków w ciągu ostatnich 6 miesięcy nie zgromadziło żadnych pieniędzy ze względu na rosnące koszty utrzymania. Adam Łącki zwrócił uwagę, że „inflacja daje nam w kość i coraz mniej osób jest w stanie akumulować gotówkę”. „Znajduje to odzwierciedlenie w naszym badaniu. 69 proc. pytanych przez nas konsumentów mówi wprost, że obecnie odkładanie jakichkolwiek kwot staje się coraz trudniejsze” – wskazał Łącki, komentując wyniki badania.

Wśród konsumentów, którzy nie są w stanie gromadzić żadnych oszczędności, 67 proc. przyznaje, że wydaje wszystkie pieniądze na bieżąco. Co 5. pytany z tej grupy stwierdza, że odkładanie oznaczałoby zbyt wiele wyrzeczeń. A co 20. przyznaje, że nie panuje nad portfelem i zwykle wydaje za dużo. Z kolei 7 proc. badanych w przypadku problemów finansowych może liczyć na rodzinę lub partnera.

Zgodnie z badaniem 54 proc. konsumentów zamierza oszczędzać w najbliższej przyszłości, a 13 proc. deklaruje, że nie ma takich planów. „Aż 1/3 nie jest w stanie określić, czy będzie to możliwe ze względu na niepewną sytuację gospodarczą. Spośród tych, którzy chcą gromadzić finansowe zapasy, szczególnie często zamierzają to robić konsumenci z młodszych grup wiekowych, tj. 18-24 lata oraz 25-34 lata” – zwrócił uwagę Łącki.

Eksperci zwrócili uwagę, że aby móc odkładać pieniądze, trzeba najpierw opłacić bieżące zobowiązania. W pierwszej kolejności prawie połowa Polaków reguluje rachunki za prąd, 1/4 – opłaty czynszowe, a 14 proc. uważa, że najwyższy priorytet mają raty zaciągniętych kredytów.

Według Jakuba Kosteckiego, prezesa współpracującej z KRD firmy windykacyjnej Kaczmarski Inkasso, część dłużników, zwłaszcza młodych, podchodzi „dość nonszalancko” do konieczności spłaty zobowiązań finansowych. „Dotyczy to nawet kredytów, choć wiadomo, że banki są skrupulatne w dochodzeniu zapłaty. Nasi negocjatorzy w rozmowach z takimi dłużnikami spotykają się ze stwierdzeniami typu Nie zapłaciłem raty, bo była promocja na bilety lotnicze i pojechałem na wakacje” – stwierdził. Najczęstszą pozycją opłacaną w drugiej lub trzeciej kolejności są rachunki za wodę (45 proc. wskazań), prąd (33 proc.), gaz (25 proc.) oraz telefon (24 proc.). Na końcu listy priorytetowych opłat są rachunki za internet oraz TV.

Gdyby jednak komuś wydawało się, że Polacy sobie z drożyzną nie radzą, to warto zobaczyć, jak to się robi w Nowym Jorku.

New York City Housing Authority (NYCHA), agencja powołana by zapewnić niedrogie mieszkania dla nowojorczyków o niskich i umiarkowanych dochodach podała, że 35 proc. ludzi nie dopełniło obowiązku zapłaty za czynsz.

Według stanu na 30 listopada, mieszkańcy korzystający z usług największej tego typu publicznej instytucji w USA byli jej winni za czynsz łącznie 454 mln dolarów, w porównaniu z 125 mln w 2019 roku.

NYCHA służy ok. 340 tys. rezydentom. Dla porównania np. władze mieszkaniowe Chicago mają około 27 500 mieszkańców. Przeciętny miesięczny koszt czynszu w NYCHA wynosi 434 dolary, podczas gdy w całym mieście średnia wynosi 1934 dolarów za mieszkanie jednosypialniowe i 2042 za dwusypialniowe.

Kwota niezapłaconego czynszu w ostatnich latach ciągle rośnie. Nie powoduje to wzrostu funduszy federalnych dla NYCHA, która została założona w 1935 roku. Deficyty zagrażają istnieniu agencji, która jest również odpowiedzialna za prace budowlane i remontowe.

Jest to poważny problem zwłaszcza w dobie ogromnie rosnących kosztów życia w mieście. Do korzystania z usług agencji uprawnieni są ludzie o dochodach rocznych w wysokości np. do 74 300 w przypadku jednej osoby, a 106 800 dolarów dla rodziny sześcioosobowej.

tr/pap

Redakcja

Poprzedni

Pijemy jak dawnymi czasy

Następny

Miasta dla bogatych?