
„Jestem inny niż Andrzej Duda”, taki tytuł nosi wywiad udzielony przez prezydenta Karola Nawrockiego prawicowemu tygodnikowi „Do Rzeczy”.
A w nim dziennikarz Karol Gac pyta: „We wrześniu spotkał się pan z chińskim ministrem spraw zagranicznych. Planuje pan podróż zagraniczną do Pekinu?
A prezydent Nawrocki tak odpowiada: „Jeśli chodzi o Chiny, to rzeczywiście miałem bardzo dobre, konstruktywne spotkanie z ministrem spraw zagranicznych Chin. Otrzymałem wtedy zaproszenie od przewodniczącego Xi Jinpinga i sądzę, że do takiej wizyty dojdzie. Polska ma oficjalne dyplomatyczne relacje z Chinami, a te relacje, które są obowiązujące dla głowy państwa, będą realizowane na arenie międzynarodowej”.
Można rzec, że jednak zachował się jak prezydent Duda. Ten regularnie do Chin latał, nawet podwyższył relacje polsko-chińskie do poziomu „pogłębionego partnerstwa strategicznego”. To dało korzyści państwu polskiemu, polskiej gospodarce, a także prezydentowi Dudzie i jego współpracownikom.
Prezydent Duda uważał się za prawicowca, ale w wersji soft. Prezydent Nawrocki ubrał się w zbroję ostrego walczącego antykomunisty.
Niedawno bojowo zadeklarował: „Mamy dziś sytuację w państwie, w której prezydentem Polski jest antykomunistą i były prezes Instytutu Pamięci Narodowej, marszałkiem Sejmu jest postkomunistą, mamy bardzo odległe wizje państwa, przeszłości, myślę, że także naszej przyszłości, ale będziemy przyglądali się temu”.
Zabawne, bo wspomniany przewodniczący Xi Jinping jest też sekretarzem generalnym Komunistycznej Partii Chin. Komunistami prawdziwymi, a nie jakimiś „postkomunistami”, są też premier Chin, marszałek chińskiego parlamentu i wspomniany minister spraw zagranicznych. I nie grozi im swoim „przyglądaniem się”.
A podczas wizyt w Chinach ten prezydent „antykomunista” powinien się przyglądać, bo będzie jeździł limuzyną marki „Hongqi” (紅旗), po polsku „Czerwony sztandar”. Będzie goszczony na komunistycznych salonach, gdzie roi się od przeróżnych „komunistycznych symboli”. Będzie jadł na wypasionych „komunistycznych” bankietach, a po pracy zaśnie w „komunistycznym” apartamencie.
On i towarzyszący mu „antykomuniści” dostaną zwyczajowe tam liczne, cenne „komunistyczne” podarki. Przyjmie je, jak przyjmował prezydent Duda i inni polscy „antykomunistyczni” liderzy.
Bo polski „antykomunista”, zwłaszcza tak bojowy jak prezydent Nawrocki, brzydzi się w „komunizmem” i „postkomunistami” jedynie w polskich mediach. Może tam pluć na czerwony sztandar aby zwabić głosy swego „ciemnego ludu”. W Polsce łatwo być „antykomunistą”, bo nie tu silnego ruchu komunistycznego, a „postkomuniści” są w wieku dinozaurów. Nie rządzą tak jak w Chinach.
Dlatego poza granicami Polski taki antykomunistyczny batyr zwykle nie brzydzi się „komunistycznymi” liderami, symbolami, korzyściami. Niektórzy szybko zaczynają też lubić tamte „czerwone koperty”.









