
W siedzibie Prawa i Sprawiedliwości odtworzono nagranie Zbigniewa Ziobry, który zamiast pojawić się osobiście, wystąpił zdalnie. Nagranie uruchomił rzecznik partii Rafał Bochenek, po czym zakończył wydarzenie bez możliwości zadawania pytań. Całość wyglądała raczej jak kontrolowany przekaz medialny niż konferencja prasowa, a sam Ziobro podkreślał, że pozostaje za granicą, ponieważ zdecydował się „oprzeć bezprawiu”, ale wróci do kraju „w ciągu kilku godzin”, jeśli uzna, że sądy działają niezależnie od obecnej władzy, a prokuratura kieruje się prawem. Zadeklarował powrót po spełnieniu warunków, które wymienił w nagraniu, w tym przywrócenia losowego przydziału spraw, cofnięcia odwołań prezesów sądów oraz powrotu do pracy sędziów odsuniętych bez podstawy prawnej, a także przywrócenia „legalnego prokuratora krajowego”. Dodał, że Donald Tusk „stosuje prawo tak jak je rozumie” i że widzi w tym zagrożenie dla własnego bezpieczeństwa prawnego.
Od kilku tygodni Ziobro przebywa poza Polską. Najpierw zatrzymał się w Budapeszcie, gdzie jego polityczni współpracownicy otrzymywali azyl, później przeniósł się do Brukseli, gdzie, jak twierdzi, mieszka i leczy się w związku z nowotworem. W belgijskiej stolicy pracuje też jego żona, Patrycja Kotecka, zatrudniona jako doradczyni europosłów PiS. Prokuratura podkreśla, że do 22 grudnia nie ma możliwości podjęcia wobec Ziobry żadnych działań procesowych, ponieważ dopiero wtedy stołeczny sąd zdecyduje o ewentualnym tymczasowym aresztowaniu. Do tego czasu nie może zostać wystawiony list gończy ani Europejski Nakaz Aresztowania, co oznacza, że polityk może swobodnie przemieszczać się po Europie i, jak sam mówił w innym wywiadzie, czuje się „wolnym człowiekiem, którego ręce polskiej prokuratury nie dosięgną”.
Zarzuty wobec Ziobry dotyczą przede wszystkim Funduszu Sprawiedliwości. Śledczy chcą przedstawić mu 26 poważnych czynów, w tym wydatkowanie środków niezgodnie z przeznaczeniem, kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą oraz udział w decyzji dotyczącej zakupu systemu Pegasus. Ziobro odrzuca te oskarżenia, twierdząc, że są „absurdalne”, a sugestie o przywłaszczeniu środków „kompletnym szaleństwem”. W jego narracji obecne postępowania to polityczna zemsta za śledztwa, które nadzorował jako prokurator generalny i które, jak twierdzi, dotyczyły „bardzo wielkiego złodziejstwa i korupcji w najbliższym otoczeniu Donalda Tuska”. Prawnicy zwracają jednak uwagę, że sprawa dotyczy środków publicznych o dużej wartości i ma poważny ciężar gatunkowy, a prezes Naczelnej Rady Adwokackiej podkreśla, że „nie chodzi o pietruszkę, tylko o duży kaliber zarzutów”.
Symboliczne pozostaje to, w jakiej formie Ziobro zabrał głos. PiS ograniczył wystąpienie do emisji jednostronnego nagrania, bez możliwości konfrontacji z faktami, co część komentatorów uznaje za próbę budowania narracji o prześladowaniu lidera Suwerennej Polski w momencie, gdy kluczowe decyzje procesowe jeszcze nie zapadły. Zwolennicy tej tezy widzą w tym przygotowanie gruntu na wypadek aresztu, przeciwnicy mówią o ucieczce Ziobry przed odpowiedzialnością i grze na czas.
Wszystko sprowadza się teraz do daty 22 grudnia, kiedy warszawski Sąd Rejonowy Mokotów zdecyduje, czy były minister sprawiedliwości zostanie objęty tymczasowym aresztem. Jeśli sąd wyrazi zgodę, otworzy to drogę do uruchomienia listu gończego, europejskiego nakazu aresztowania, a nawet procedur Interpolu. Jeśli decyzja będzie inna, Ziobro prawdopodobnie pozostanie poza Polską jeszcze długo, nadal korzystając z luki między postawieniem zarzutów a brakiem możliwości ich wyegzekwowania. Do tego czasu jego polityczne „wystąpienia z ekranu” mogą stać się nowym standardem komunikacji, który pozwala mu kontrolować przekaz i jednocześnie unikać konfrontacji z realnym wymiarem sprawiedliwości.









