10 maja 2024

loader

Pilnie poszukiwany złoty róg Platformy Obywatelskiej

Jak walczyć z pisowskim państwem i nie polec

Młode pokolenie straciło wielu przyjaciół. Jego reprezentanci sami potrzebują przewodników, brzydkie słowo na „k” rzadko gości na ich ustach. Tym samym nie przyjmują do wiadomości, że kapitalizm prosperuje dzięki eksploatacji taniej pracy, taniej energii i minerałów, nauki finansowanej przez wspólnotę, taniej opiekuńczej pracy kobiet, w sumie: taniemu życiu kilku miliardów mieszkańców planety. Z listy przyjaciół młodych zostali skreśleni: płacący pod stołem przedsiębiorca, deweloper i bankowiec, pobierający marżę dochodzącą do połowy wartości mieszkania. Ostatnio także biskup odporny na wiedzę, którą przynosi postęp biologii i medycyny. Opadają powoli maski, które korporacje mogą przybierać dzięki zręcznej propagandzie „zielonych” inwestycji. Wspierają ich niebezinteresownie ekonomiści bankowi i katedralni, probiznesowe think-tanki, medialny komentariat. Liberałowie walczą z wielką pomocą państwa amerykańskiego o demokrację i wolność przeciwko autokratom, a zwłaszcza jednemu. A co z rodem Saudów, co z targetersami z Gór Skalistych zabijającymi za pomocą dronów, bez procesu sądowego, dziesiątki dzieci, kobiet mężczyzn? Klepią swoje pacierze o cudach wolnego rynku, świętym prawie własności, rządach prawa, ale prawa socjalne pozostawią łaskawości błogosławionych tworzących miejsca pracy. W Polsce dodatkowo przypinają sobie ordery za obalenie komunizmu, choć uczynił to wcześniej Michaił Gorbaczow. Uznał on bezsens kontynuacji technologicznego wyścigu zbrojeń w realiach gospodarki niedoboru.

Bielmo wolności nie pozwala im dostrzec wielkiej modernizacji polskiego peryferyjnego kapitalizmu międzywojnia. To bezsporne dzieło cywilizacyjne lewicy, działającej w realiach geopolitycznych, które ukształtowało zwycięstwo aliantów z niemiecką III Rzeszą. Rola Stalina w kształtowaniu nowej mapy Środkowej Europy nie była wynikiem jego przebiegłości, tyko bezspornego faktu, że 70% żołnierzy Wehrmachtu zginęło na polach bitew z Armią Czerwoną. W tym przypadku prawda wyzwoliła, ale antykomunizm i hucpiarską rewizję historii najnowszej. Powołanie policji historycznej IPNu wsparli swoimi głosami w sejmie. Na dodatek utorowali kościołowi katolickiemu nadzór nad polską duszą. Klękali na jedno kolano przed biskupem: wprowadzili jego nauczanie do szkół, konkordat, zakaz aborcji, obdzielili majątkiem ziemskim i nieruchomościami. Teraz córy kościoła modlą się, żeby Pan pobłogosławił im najwyżej cztery razy. W sumie, pomogli stworzyć dwa skanseny: narodowo-katolickiego tradycjonalizmu i peryferyjnej gospodarki mistrzów skręcania śrubek. Polak potrafi. Stworzył „najdziwniejszy liberalizm na świecie” (Wanda Trawkina, Krytyka Społeczna, 1/2021).

Ale z perspektywy młodego pokolenia ważniejsze są inne punkty w programie liberałów. Udało się go prawie w całości zrealizować dzięki euforii wyzwolenia od „totalitaryzmu” komuny. Największe sukcesy odnieśli w demontażu funkcji państwa, m. in. sprzedali za bezcen majątek produkcyjny z wyjątkiem strategicznych gałęzi; powierzyli budowę mieszkań deweloperom; w dużym stopniu skomercjalizowali sektor usług publicznych, w tym edukację i ochronę zdrowia, próbowali nawet skapitalizować emerytury. No, i zapewnili taniego, bezbronnego pracownika biznesowi, na dodatek obdarzyli go różnymi przywilejami podatkowymi. Dotychczasowe zadania państwa przekazano w formie kontraktacji, podwykonawstwa, outsourcingu podmiotom zewnętrznym – głównie „obywatelskim” fundacjom i stowarzyszeniom. W konsekwencji polski Lewiatan przerzucał prawą ręką społeczne i ekologiczne koszty pomnażania kapitału na pracujących za „miskę ryżu” plus. Liberalna agenda doprowadziła do degradacji i upokorzenia klas pracowniczych. Przed klęską wyborczą PO w 2015 r. udział płac w PKB między 1995 a 2014 spadł o ponad 10%, a 5 mln korzystało z pomocy społecznej. Dlatego PO kojarzy się młodemu pokoleniu, dryfującemu teraz na śmieciówkach i czekającemu w kolejce na swoją część narodowego tortu, z radami, których udzielał ówczesny prezydent RP: „zausz firmę”, „zmień pracę”, „weź kredyt”. W tej sytuacji PO skazane jest na kolejną porażkę wyborczą. Nie jest ona w stanie stworzyć programu zaadresowanego jednocześnie do beneficjentów III RP, jak i tych, dla których okazała się ona macochą. Stosując rozmaite wizerunkowe czary mary może elektorat powiększyć, ale jak trafić pod wiejskie i małomiasteczkowe adresy? To nie słabości wizerunkowe, lecz anachroniczny, neoliberalny program prowadzi PO od klęski do klęski wyborczej. Ich obecny program to wyzwalanie energii obywatelskiej, zwłaszcza w dużych miastach. Ale to energia zeroemisyjna. Co gorzej, konserwatywni liberałowie stworzyli szanse przejęcia władzy przez uszminkowaną socjalnie formację sprytnych manipulatorów emocjami „zwykłych Polaków”. Innowacyjnie wykorzystują socjotechniki wykluczania i poniżania, by ogłuszać rozum i sumienie suwerena, eksploatując szeroko złoża polskiej ksenofobii, kulturowego konserwatyzmu, rytualnej religijności, a nawet kieszonkowego militaryzmu. Wierność gospodarce rynkowej i przedsiębiorczości małych misiów, łączą z antyrepublikańskim, katolickim konserwatyzmem i autorytaryzmem.

W stosunku do państwa blisko nadwiślańskim liberałom do amerykańskich republikanów – państwo zawsze problemem, nigdy rozwiązaniem. Tak prawią. Dlatego dla młodych państwo to teraz policyjny teleskopowy pałkarz, zamordyzm ZUSu, złodziej ich oszczędności. Ale młodzi nie ogarniają, że to dzieło III RP, w której rządzili bardziej lub mniej zakapturzeni liberałowie – raz z krzywą gębą socjalną, drugi z sarkastycznym „nie ma darmowych obiadów”, co najwyżej kolacje w towarzystwie Merlota Chateau Petrus.

Lewica może powiedzieć: siła złego na jednego. Dlatego musi być przygotowana na długi marsz, podzielony na etapy, o których mówił Mahatma Ghandi: „najpierw was ignorują, potem z was drwią, potem z wami walczą, a potem odnosicie zwycięstwo”. Na razie lewica jest na etapie drwin lisowszczyków.

A co z państwem z perspektywy lewicy? W realnym kapitalizmie zawsze istnieje sprzeczność interesów między władcami korporacji a pracownikami. Menedżment korporacji, ich udziałowcy, akcjonariusze, załoga specjalistów dążą do zwiększania wartości giełdowej firmy. Dla pracownika natomiast najważniejsza jest stabilność zatrudnienia oraz godna praca i płaca. Państwo stoi w rozkroku, tworzy firmom warunki dla maksymalizacji zysków. Ale musi też troszczyć się o pokój społeczny. Temu zaś sprzyja spójność społeczna, brak ogromnych dystansów i różnic majątkowych. Nie może zatem tylko wsłuchiwać się w sygnały rynkowe. Bo w nich artykułują się partykularne interesy przedsiębiorców: krajowych i zagranicznych. Korporacje działające w swoim mikroekonomicznym interesie pomijają koszty społeczne i ekologiczne. Na horyzoncie pojawia się kryzys planetarny. Dlatego dopełnieniem perspektywy firmy łaknącej zysku musi być racjonalność ogólnospołeczna reprezentowana przez państwo, jeśli ma odpowiednich mocodawców i suflerów. To perspektywa narodowej gospodarki, troski o jej gałęziową strukturę, innowacyjność, miejsce w światowym podziale pracy: czy ma globalne firmy, czy tylko poddostawców i podwykonawców. To także perspektywa pracowników najemnych zatrudnionych w całej gospodarce. Bez reprezentacji na poziomie branż, gałęzi nie byłoby możliwe ustalenie zasad podziału dochodu narodowego, takiego podziału, który by służył zaspokojeniu różnorodnych potrzeb, np. minimalnej płacy, stawki godzinowej, określonego poziomu świadczeń emerytalnych, rentowych, ubezpieczeń chorobowych itd. Aktualnie coraz ważniejsza staje się perspektywa planetarna – z punktu widzenia całej populacji ludzkiej z uwzględnieniem potrzeb globalnego ekosystemu, np. zachowania lasów wilgotnych czy ograniczenia przyrostu naturalnego na ubogim Południu.

Codzienna bijatyka na słowa, miny i pozy w telewizyjnych programach, na trybunie sejmowej – nie dociera do istoty problemu. A istotą jest klasowy charakter państwa. Ono bowiem podtrzymuje porządek społeczny, który odtwarza status uczestników procesów gospodarowania: jedna strona układu dysponuje coraz większym kapitałem powiększonym o wartość dodatkową, a druga wciąż dysponuje tylko swoją siłą roboczą. Bieżące konflikty dotyczące podziału wytworzonej nadwyżki musi mitygować państwo. Staje się arbitrem w komisji trójstronnej, kiedy pilnuje głównych reguł i bieżących parametrów dystrybucji społecznego bogactwa. Tak postąpił ostatnio prezydent Biden, zapowiadając podwyżkę podatku CIT dla korporacji z 21 do 28%. Polski liberał znów w niedoczasie. Na dodatek, udział samej przedsiębiorczości w powstaniu nowego bogactwa wynosi według szacunku laureata tzw. ekonomicznego nobla Herberta Simona tylko 10%. Dlatego wysokie podatki są sprawiedliwe. W tej sytuacji są dwie główne kręte drogi do postkapitalizmu. Jedna prowadzi do coraz większego udziału społeczeństwa w dochodzie narodowym poprzez podatki, które są, jak podkreślał klasyk socjologii Auguste Comte, jedną z form udziału społeczeństwa w każdym prywatnym majątku. W ten sposób rośnie wartość wspólna, narodowa. Korzystają z niej wszyscy członkowie organizmu pracy zbiorowej. Własność wspólna służy do wynagradzania urzędników i aparatu przemocy, ale także do finansowania usług publicznych: edukacji, służy zdrowia, komunikacji, transferów społecznych. Dlatego lewica nie może podążać za liberałami w krytyce uspołeczniania przedsiębiorstw, rozbudowy sektora publicznego. Też dlatego, że zarządzają nim potencjalnie tak samo kwalifikowani specjaliści, którzy mogą działać i efektywnie, i nieefektywnie w obu sektorach (np. Enron, Lehman Brothers). Co więcej, bezpośredni producent w uspołecznionej firmie jest równocześnie współwłaścicielem środków gospodarowania; zanika wówczas konflikt klasowy, gdyż wartość dodana, nowo wytworzona, jest dzielona na akumulację i na spożycie.

Druga droga to stopniowe wygaszanie logiki rynkowej, logiki gromadzenia „abstrakcyjnego bogactwa”, głównie w postaci aktywów finansowych. Może to się dokonać w drodze globalnej regulacji przez państwa, np. G-20, wykorzystywania kapitału. Regulacje te będą obejmować m. in. normy środowiskowe, nakaz recyklingu, podatki globalne i subwencji dla energii pochodzącej z syntezy jądrowej, ograniczanie deficytu wody, rozplątanie diabelskiej pętli klimat-energia. Zbliżający się coraz szybciej kryzys planetarny ośmieli wszystkich do rewizji zastygłych mądrości na temat zdrowej gospodarki rynkowej.

Dlatego państwo powinno być nie tylko wydolne organizacyjnie, sprawne, ale też przejrzyste w swoich klasowych uwikłaniach. Jednak państwo wytwarza dodatkowe koszty swojego funkcjonowania. Umożliwia bowiem firmom, grupom interesu pogoń za rentą polityczną w stylu prezesa Orlenu. Wtedy powstaje kapitalizm kolesiów. Będą to: transfery dochodów ze wspólnej kasy dla prywatnej korzyści jak okazyjny zakup przez prezesa Obajtka apartamentu (różnicę otrzymał deweloper w formie wpłaty Orlenu na rzecz innego swojego biznesu), zakłócanie sygnałów rynkowych, zwłaszcza cen i kosztów produkcji, np. energii, patologie powiązań między państwem a biznesem (klientelizm, paternalizm, korupcja, „psucie prawa”), ustawiane przetargi na inwestycje publiczne itd. Wiele mówi o tych patologiach tzw. afera KNF, niby-elektrownia w Ostrołęce, ubijanie targu na stoku narciarskim, kierowanie publicznych oszczędności do prywatnego sektora finansowego w wyniku powstania PPK – kolejnej przysługi premiera Morawskiego dla biznesowych przyjaciół. Ostatecznie wspomniane praktyki skutkują podporządkowaniem instytucji państwa grupowym interesom koterii, branż, regionów, np. bractwu węgla i stali w PRL czy obecnie inwestorom zagranicznym, „partii wojny”, albo nawet potrzebom finansowym rządzącej partii (niedoszła inwestycja spółki Srebrna w biurowe nieruchomości). Tylko częściowym lekarstwem może być decentralizacja. Ta grozi bowiem jeszcze większymi nadużyciami i klikowością. Samorządy też mają swoje partykularne interesy, zwłaszcza kiedy herb zastępuje logo.

Na tym polega dylemat przedsiębiorczego państwa. Tworzy ono ład regulacyjny i reprezentuje racjonalność ogólnospołeczną. W związku z tym musi być państwem dystrybucyjnym, protektywnym, produktywnym, a także musi kreować strategię podniesienia gospodarki w globalnych łańcuchach produkcji i wartości dodanej. Polityka prorozwojowa znajduje się co prawda pod ostrym nadzorem sektora finansowego i organów UE. Spętana jest arbitralnymi regułami deficytu budżetowego i zadłużenia. Ale ograniczanie się jak w przypadku PiSu i PO do slajdów i ich telewizyjnej prezentacji to stanowczo za mało. Lewica ma natomiast program reindustralizacji polskiej gospodarki poddostawców i podwykonawców. Wciąż konkuruje ona tanią pracą i niskimi podatkami. Program stworzenia bazy produkcyjnej dla reindustrializacji polskiej gospodarki od lat szlifuje Andrzej Karpiński – wybitny praktyk i teoretyk polityki przemysłowej. To m.in. tworzenie konsorcjów dla rozwoju przemysłów wysokiej techniki z wykorzystaniem doświadczeń państwa amerykańskiego i niemieckiego. To łączenie kapitału publicznego i prywatnego (krajowego i zagranicznego) oraz sektora badawczo-naukowego dla wspólnych inwestycji w stworzenie takiej bazy. Kolejna neoliberalna reforma w Polsce – reforma nauki ministra J. Gowina stworzyła tylko korporacjom dodatkową możliwość przechwytywania dorobku polskich badaczy. Ich wyniki przekształcają później w patenty pracownicy zatrudnieni w działach badawczo-rozwojowych wielkich korporacji. W ten sposób korporacje unikają nakładów na ryzykowną i kosztowną fazę badań podstawowych. Jeszcze jedna kolonizacja peryferii, udoskonalana teraz przez suflerów ministra Czarnka.

Jednak inwestowanie w dobre instytucje wszystkim się opłaca. Ich jakość była warunkiem udanej modernizacji zacofanych społeczeństw, np. Korei Południowej wcześniej Japonii. Tym samym dobre instytucje nie tylko poprawiają efektywność gospodarowania, lecz także zapewniają stabilność społeczną. Współczesne państwo nie może być państwem teoretycznym, o co się upomina Bartłomiej Sienkiewicz. Ale nie dostrzega tego, że głównym źródłem tych słabości jest wysuszenie podatkowe państwa i poddanie go arbitrażowi regulacyjnemu korporacji. Państwo rozporządza też obecnie mniejszym majątkiem publicznym. Od lat 70. kapitał prywatny obywateli wzrósł z 300% PKB do 600%. To wielki zakumulowany prywatny majątek, publiczny zaś sięga w USA, Francji, Niemczech 100 % PKB (R. Woś, Lewicę racz nam zwrócić, Panie). Liberał nic na to nie poradzi. Nie może przecież zmienić natury świata, która polega na tym, że to „nierówności nadal są i będą motorem napędzającym rozwój”. A więc ludzie niczym plemniki mają konkurować o grand prix? A może jednak postęp techniki i nowe źródła energii, które są w powikłany sposób sprzęgnięte z kapitalizmem? A co z oczywistą rolą współpracy w ewolucji Homo sapiens?

By na początek wykorzystać państwo do korekty systemu, trzeba najpierw zastąpić u steru władzy POPiS. Do tego potrzebny jest sojusz z prekariuszami, korposzczurami, specjalistami sektora publicznego. Dawna wielkoprzemysłowa klasa robotnicza pod skrzydłami Solidarności wciąż walczy z komuną. Następnie konieczna będzie aktywność na forum UE, którą kierują przecież narodowe państwa. Chodzi o to, by poszerzać integrację o wymiar socjalny: ogólnoeuropejską płacę minimalną, ujednolicone stawki podatkowe, ochronę modelu solidarnościowego społeczeństwa. Dopiero korzystając z pozycji całej UE można kształtować w trójkącie USA, Chiny nowy wielobiegunowy, planowany ład; ład, który ochroni przyrodę, zapewni umiarkowanie dostanie życie wszystkim mieszkańcom planety. To byłby dopiero „wielki reset”, o którym marzy twórca Międzynarodówki Davos i piewca rewolucji cyfrowej Klaus Schwalb. Na razie klasa rządząca korporacjami i państwami, złączona wspólnym interesem, podtrzymuje jak może System. W tym celu manewruje państwem, by przywróciło równowagę polityczną po pandemii. Służy temu bezprecedensowe zasilanie płynności: 1,8 bln euro w UE i 2 bln USD w Stanach Zjednoczonych. Może to da do myślenia wściekłym anarchokapitalistom spod znaku Konfederacji. Niemalże naocznie mogą stwierdzić, że kapitalistyczna gospodarka rynkowa musi być podtrzymywana kroplówką finansową w postaci „drukowania” pieniądza (długu). Robi to państwo na koszt wszystkich, a konkretnie cięć budżetowych i oszczędności, kiedy maszyneria zysku znów zwiększy obroty. Tak było też podczas kryzysu 2007/8.

Dlatego państwem nie mogą zarządzać ani plastikowi politycy w służbie biznesu, ani jak obecnie w interesie partyjnej drużyny wodza budującej kapitalizm kolesiów. Żeby to zmienić: prekariusze wszystkich krajów łączcie się.

Tadeusz Klementewicz

Poprzedni

Europejskie marzenie

Następny

Pielęgniarki protestują

Zostaw komentarz