25 kwietnia 2024

loader

„Szturmem chcieli zdobyć niebo…” (cz. XI)

"Szturmem chcieli zdobyć niebo..." (cz. XI)

Komuna Paryska 1871 barykada

„Tradycje walki o wyzwolenie narodowe były tak silne i głębokie, że po klęsce na ziemi ojczystej najlepsi synowie Polski spieszyli wspierać wszędzie klasy rewolucyjne; pamięć Dąbrowskiego i Wróblewskiego jest nierozerwalnie związana z największym ruchem proletariatu XIX stulecia, z ostatnim – miejmy nadzieję, ostatnim nieudanym – powstaniem robotników paryskich”.
Włodzimierz Lenin, 1903 r.

Na Łuku Triumfalnym w Paryżu uwiecznione jest nazwisko Józefa Feliksa Łazowskiego (1759–1812). Był to inżynier wojskowy pochodzenia polskiego, hydrotechnik, generał okresu wojen napoleońskich, trzykrotnie oznaczony najwyższym odznaczeniem nadawanym przez państwo francuskie – Legią Honorową. Warto nadmienić, że w latach 1798–1800 wstępnie rozpoznał teren i wykonał pierwsze pomiary dla poparcia idei budowy kanału przez Przesmyk Sueski.

Rodowód Łazowskiego sięgał XV wieku. Jego przodkowie posiadali majątek Łazowo w pobliżu Ciechanowca na Podlasiu. Dziad Józefa Feliksa, Andrzej Łazowski, jako dobry kucharz został ściągnięty do Luneville na wygnańczy dwór króla Polski i księcia Lotaryngii Stanisława Leszczyńskiego. Ten sam zawód odziedziczył po Andrzeju jego syn Jan Chrzciciel Łazowski. W 1746 r. poślubił on Francuzkę Katarzynę Grandidier, z którą miał 16 dzieci, z czego 4 córki i 2 synów umarło w młodym wieku, pozostało zaś 7 synów i 3 córki. „Dzięki nadzwyczajnej życzliwości króla Stanisława Leszczyńskiego – jak informuje historyk Witold Łukasiewicz – Jan Chrzciciel Łazowski dał swemu potomstwu dobre wychowanie i wszechstronne wykształcenie. Sam dożył późnego wieku i umierając w 1804 roku mógł się cieszyć z kariery życiowej swoich synów i córek.

***

Nigdy nie byłem w Paryżu, ani we Francji. Gdyby nadarzyła się mi taka okazja, to w pierwszej kolejności udałbym się pod Łuk Triumfalny, ale nie tylko w celu odnalezienia na nim nazwiska Józefa Feliksa Łazowskiego, ale jeszcze bardziej ze względu na pamięć jego brata Klaudiusza Franciszka Łazowskiego (1752-1793). To on był jednym z głównych przywódców prowadzących 10 sierpnia 1792 r. zwycięski atak sankiulotów na ostatnią siedzibę króla Ludwika XVI – pałac Tuileries. Budowla ta stała tuż za Łukiem Triumfalnym; spłonęła podczas Komuny Paryskiej w 1871 r., a nieco później została rozebrana.

10 sierpnia 1792 r. był bardzo ważną datą w nie tylko w dziejach Francji, ale całego świata. Tego dnia rewolucjoniści użyli czerwonego sztandaru jako znaku walki o swoje prawa. Miało to wymiar nie tylko symboliczny, albowiem ich zwycięstwo doprowadziło do całkowitego zniesienia we Francji władzy królewskiej, a w niedługi czas po tym: 22 września 1792, do ogłoszenia tego kraju po raz pierwszy Republiką.

Insurekcję 10 sierpnia przygotowywał tajny dyrektoriat, w którym uczestniczył Klaudiusz Łazowski, jako przywódca powstańców przybyłych z najbiedniejszego paryskiego przedmieścia Saint-Marcel. O siódmej rano tego dnia ukonstytuowała się w paryskim ratuszu (Hôtel de Ville) Komuna Rewolucyjna (zwana też Powstańczą), która zajęła miejsce Komuny legalnej. Klaudiusz Łazowski nie uczestniczył w jej obradach, albowiem przygotowywał się do bezpośredniej akcji. Do Komuny wszedł po 10 sierpnia i spełniał z jej polecenia różne zadania natury politycznej.

***

W poprzednim odcinku zapowiadałem dokończenie opowieści o bohaterze Komuny Paryskiej 1871 r. Jarosławie Dąbrowskim. W międzyczasie jednak pod wpływem konstatacji Lenina zamieszczonej na początku artykułu, uznałem za słuszne jeszcze bardziej zagłębić się w historię Polaków walczących nie tylko o wyzwolenie narodowe, ale także społeczne w międzynarodowym wymiarze. Skłoniła mnie do tego też wypowiedź Jarosława Dąbrowskiego z 1867 r.:

Sprawa nasza, by nie upadła, powinna stać zawsze na wysokości postępu… Obudzenie poczucia praw człowieka i obywatela w jednostkach, uznanie radości tych praw dla każdego z ludzi bez różnicy ras, nareszcie wyrobienia pojęcia o braterstwie i solidarności narodów – oto są podstawy moralne dla naszej pracy.

Zacytowane myśli Lenina i Dąbrowskiego znalazłem, umieszczone obok siebie, w Kalendarzu Robotniczym na rok 1953. Pamięć o Komunie Paryskiej 1871 r. była wówczas bardziej żywa niż dziś. Kultywowano ją w Polsce jeszcze w latach 70-tych ubiegłego wieku, czego między innymi przykładem był 200 zł banknot z wizerunkiem Jarosława Dąbrowskiego i odwzorowaniem fragmentu pomnika upamiętniającego rozstrzelanie pod murami cmentarza Pére-Lachaise 200 bojowników Komuny Paryskiej 1871 (ściana komunardów).

O tym jak mocno zatarła się u nas pamięć o bohaterach tamtych wydarzeń, przekonałem się podczas spacerów po ulicy Jarosława Dąbrowskiego w Koszalinie. Żadna z pytanych przeze mnie osób nie potrafiła odpowiedzieć kim on był i czego dokonał.

Zauważyłem też zmianę w nastawieniu do Komuny Paryskiej 1871 r. u zawodowych historyków. Np. w piątym poprawionym i uzupełnionym wydaniu książki Jana Baszkiewicza „Historia Francji”, które ukazało się w roku 2004, rozdział poświęcony Komunie Paryskiej jest krótszy aniżeli w drugim z roku 1978. Nie będę czytelnika zanudzał wszystkimi dostrzeżonymi przeze mnie wykreśleniami i zmianami, jakich w piątym wydaniu, dokonał autor (bo któżby inny, skoro nie ma urzędów cenzury). Pozwolę sobie dla porównania zacytować zakończenia rozdziałów o Komunie Paryskiej w obu wydaniach.

Oto zakończenie z roku 1978:
„W szerokiej perspektywie jednak Komuna niosła wiarę w siłę twórczą proletariatu. Uczyła, iż proletariat musi mieć polityczne kierownictwo, partię i mocne sojusze z chłopstwem pracującym. Uczyła, że socjalizm musi budować rząd robotniczy poparty przez masy.

Komuna Paryska weszła do legendy. Stała się przedmiotem czci całej rewolucyjnej lewicy. Co roku w ostatnią niedzielę maja tłumy paryżan na cmentarzu Pére-Lachaise dają wyraz czci i pamięci. Niektóre środowiska burżuazyjne (np. część gaulistów) dostrzegają w niej głównie ruch narodowy przeciw kapitulanctwu w obliczu wroga. Ale to jednostronne: słusznie w połączeniu zadań narodowych i klasowych widział Lenin najoryginalniejszą cechę Komuny. Inne środowiska burżuazyjne upatrują w Komunie ostatnią <<romantyczną>> rewolucję XIX w., przedłużenie buntów sankiulockich, tak częstych w Paryżu lat 1789–1848. A więc <<zmierzch, a=”” nie=”” świt=””>>(J. Rougerie). Ale to znów ocena błędna, nie uwzględniająca przewodniej roli klasy robotniczej w tworzeniu nowej struktury władzy i rozwiązywaniu nowych społecznych zadań. <<szturmujący niebo=””>> komunardzi byli już więc <>(Marks)”.

A oto zakończenie po zmianie w 2004 r.:
„W szerokiej perspektywie jednak Komuna długo była przedmiotem analiz i sporów. Niektóre środowiska dalekie od lewicy (np. część gaulistów) dostrzegają w niej głównie ruch narodowy przeciw kapitulanctwu w obliczu wroga. Inne interpretacje upatrują w Komunie ostatnią <<romantyczną>> rewolucję XIX w., przedłużenie buntów sankiulockich, tak częstych w Paryżu lat 1789–1848. A więc <<zmierzch, a=”” nie=”” świt=””>>(J. Rougerie). Dla socjalistów, różnych zresztą orientacji <<szturmujący niebo=””>> komunardzi byli zwiastunem nowego społeczeństwa. Obawy <> przed jakąś <> sprzyjać wreszcie będą utrwaleniu ustroju republikańskiego”.

Już na pierwszy rzut oka, że w drugim z zacytowanych tekstów autor nie powołuje się na Marksa i Lenina, jak to uczynił wcześniej w pierwszym. Znamiennym jest też, że Marks w indeksie nazwisk piątego wydania dzieła Jana Baszkiewicza (2004 r.) występuje sześć razy, natomiast w wydaniu z roku 1978 czternaście razy. Nazwisko Lenina ani razu nie pojawia się w wydaniu z roku 2004, choć we wcześniejszym z roku 1978 autor odwoływał się doń sześć razy.

Nie będę komentował zmian jakich dokonał Jan Baszkiewicz w swoim dziele. Niech czytelnik sam to uczyni. Ograniczę się tylko do konstatacji, że prace historyczne nie tylko przekazują wiedzę na temat opisywanej przeszłości, ale są też świadectwem czasu, w którym powstały.

***

Zawsze dostrzegałem proces rozwojowy walki o sprawiedliwość społeczną zapoczątkowany Wielką Rewolucją Francuską 1789-99. To właśnie wówczas rewolucjoniści użyli czerwonego sztandaru (10 sierpnia 1792 r., o czym już w niniejszym artykule wspomniałem) i pojawiły się zaczątki ruchu komunistycznego we współczesnym wydaniu. Tak czy inaczej chcąc lepiej zrozumieć historię Komuny Paryskiej 1871 r. a następnie historię rewolucji rosyjskich lat 1905-07 oraz roku 1917 r. warto dojrzeć jaki wpływ miały na nie doświadczenia Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Dlatego też o tym będę pisał w dalszym ciągu niniejszego cyklu, przy czym po kilku kolejnych odcinkach powrócę do przerwanego w poprzednim wątku opowiadania o Jarosławie Dąbrowskim i innych bohaterach Komuny Paryskiej 1871 r. Do takiego potraktowania sprawy dodatkowo skłoniła mnie wydana w 1948 roku książka Witolda Łukaszewicza pt. „Klaudiusz Franciszek Łazowski, Nieznany Bohater Rewolucji Francuskiej”. Dzieło to zawiera wiele informacji, które pozwoliły mi lepiej zrozumieć opisywany w niniejszym cyklu proces dziejowy.

***

Klaudiusz Łazowski był członkiem Komuny powstańczej roku 1792. Można go zatem poniekąd uznać za prekursora Dąbrowskiego i Wróblewskiego i innych polskich komunardów. Napisałem: „poniekąd”, albowiem nie wiem, na ile on sam czuł się Polakiem. Faktem jednak jest, że za takowego go uważano. Był ukochanym przywódcą biedoty paryskiej, a w szczególności tej z przedmieść Saint – Marcel i Saint– Antoine. Od samego początku brał czynny udział w Wielkiej Rewolucji Francuskiej. Bardzo zasłużył się podczas zdobywania Bastylii. „Za jego poradą – pisze Witold Łukasiewicz – rankiem 14 lipca 1789 udali się przywódcy robotników z przedmieść paryskich w towarzystwie kilku podoficerów z gwardii francuskiej do Józefa Miączyńskiego (konfederat barski, po ucieczce z Polski oficer wojsk francuskich; dosłużył się stopnia generała – przyp. L.F) do Saint-Maur pod Paryżem z prośbą, aby udzielili im rad, jak należy obchodzić się z armatami.

Miączyński przybył natychmiast do Paryża i uczestniczył w szturmie kierując ogniem 5 armat, zdobytych w Arsenale i u Inwalidów, i zmuszając załogę do poddania się po rozpaczliwej walce. Nie ulega wątpliwości, że Klaudiusz Łazowski jako ten, który wskazał Miączyńskiego, wziął w walce udział obok swego towarzysza rodaka i swych kolegów francuskich: podoficera Hulin i Elie, którzy dowodzili oddziałem około 300 gwardzistów francuskich i mieszczan dobrze uzbrojonych.

Oddział ów przybył pod mury Bastylii w momencie najkrytyczniejszym, kiedy dowódca fortecy Launey strzelał z armat do atakującego tłumu i gdy się zdawało, że atak się nie uda. Armaty Miączyńskiego i Łazowskiego zapewniły zwycięstwo ludowi paryskiemu…”
cdn.

Małgorzata Kulbaczewska-Figat

Poprzedni

Gdzie są chłopcy z tamtych lat

Następny

Kolory Tybetu

Zostaw komentarz