19 marca 2024

loader

Lepiej przegrać jak Niemcy, niż wygrać jak Polacy

fot. Germany Football Team - Facebook

Piszę te słowa przed meczem Polski z Francją w 1/8 finałów mistrza świata. Piszę, przed meczem, który Francuzi teoretycznie powinni wygrać. Grać będą w końcu z drużyną, która w 3 ostatnich meczach oddała 4 strzały.

Drużyną, która wyszła z grupy tylko dlatego, że sędzia gwizdnął spalonego Meksykowi. Ale to wciąż tylko jeden mecz. Mecz, w którym wiele się może zdarzyć. Francuzi mogą nie mieć dnia, ktoś z nich może wylecieć z czerwoną kartką, Polak może przyłożyć głową z rzutu rożnego. Albo wyjdzie ta jedna, jedyna kontra. To Francuzi będą pod presją. Polska już nic nie musi. Polska zrobiła swoje. Przełamała klątwę. 

A więc to tylko jeden mecz? I wszystko się może zdarzyć? Problem w tym, że po tym meczu będą następne. Niekoniecznie na tym mundialu. Także po nim. I gdy uświadomimy sobie, że czekają nas kolejne miesiące i lata z polską piłką, to pora sobie odpowiedzieć na pytanie, czy rzeczywiście lepiej awansować jak Polska, czy odpaść jak Niemcy?

Tak, Niemcy zawiedli. Niewyjściem z grypy się ośmieszyli. I mają ogromny problem. Tyle że ci Niemcy w meczu z Japonią czy Kostaryką, przez większość czasy, pokazali futbol, jakiego Polska nie grała od trzech dekad. Owszem, mieli wiele pecha w ataku i słabiej grali w obronie, ale rywala wręcz gnietli. Mają znakomite zaplecze nie tylko sportowe, ale także naukowe dla swojego futbolu. Mają pieniądze, mają jedną z lepszych baz kibicowskich na świecie. Mają wreszcie zawodników, którzy potrafią wygrać niemal z każdą ekipą na świecie.

Kolejne Euro jest u nich. Zrezygnowali z kwalifikacji. Celowo będą grali z wybranymi sparingpartnerami. Te ich odpadnięcie, nawet jeśli upokarzające, jest jednak tylko wypadkiem przy pracy. Owszem, tych wypadków, jak na Niemców, ostatnio jest zbyt dużo, ale to wciąż są wypadki przy pracy.

W przypadku Polski odpadanie nie jest wypadkiem. Jest codziennością. Co z tego więc, że Polacy wyszli z grupy? Co z tego, skoro nie popycha to ich drużyny do przodu. Wręcz przeciwnie, wydaje się, że polski futbol się cofnął do lat 90 zeszłego wieku. Pamiętam jak w tamtych czasach, nie tylko w tygodniku Piłka Nożna, była rubryka o tym, jak polscy zawodnicy (nie) grali w zagranicznych klubach. Dla kibica była to bardzo smutna lektura. Kluby ze średniej półki, granie jakichś ogonów w słabszych ligach. A dziś? Dziś przecież mówmy o zawodnikach Juventusu, Barcelony, Napoli. Mówimy o zawodnikach grających seryjnie w Serie A, czy nawet Anglii. A mimo to okazuje się, że, aby wyjść z grupy, muszą grać jak za czasów Romana Koseckiego czy Jana Furtoka i jego ręki z San Marino.

Istnieje w języku kibicowskim pojęcie „antyfutbolu”. Zwykle odnosi się ono do gry defensywnej. Tyle że skuteczna gra defensywna to jest sztuka. Czasami, jak w przypadku Grecji na pamiętnym Euro, czy Włoch bywa to sztuka wybitna. Problem w tym, że Polacy, chociaż ustawienie defensywne, to defensywnie (poza Szczęsnym) grać nie potrafili. Krytyka nie dotyczy więc tego, że nie chcą atakować i z teoretycznie lepszymi drużynami chcą tylko bronić. Krytyka dotyczy także, a może przede wszystkim tego, że nie potrafią bronić. Nie potrafią, niechby jak Meksyk, doskoczyć do rywala. Nie potrafią, jak Arabia Saudyjska, łapać na spalonych. O grze takiej jak Japonia w niskim i średnim pressingu czy schematach ofensywnych Maroko trudno nawet wspominać.

Bez względu więc na to, czy Polska przejdzie Francję, czy nie, polska reprezentacja zostaje z ogromnym problemem nieumiejętności gry piłkarskiej. Mam wrażenie, że mimo odpadnięcia zarówno Meksyk, jak i Arabia Saudyjska, czy Kanada, nie wspominając o Niemcach, mają na czym budować. Polska po Michniewiczu będzie musiała zaczynać od zera. Bo celem jest rozwój i pięcie się w górę, a nie jednorazowy fart i lądowanie z pyskiem z powrotem w błocie.

Galopujący Major

Poprzedni

5-6 grudnia 2022

Następny

Holandia i Argentyna w pierwszym ćwierćfinale