28 marca 2024

loader

Boyowa Janda

OLYMPUS DIGITAL CAMERA

Nagrodę przyznaje Zarząd polskiej sekcji AICT/Klubu Krytyki Teatralnej. Tę prestiżową nagrodę przyznano po raz pierwszy w roku 1957, a pierwszym laureatem został Kazimierz Dejmek. Pośród czterdzieściorga laureatów tej nagrody znaleźli się m.in. Tadeusz Kantor, Jacek Woszczerowicz, Konrad Swinarski, Krystyna Skuszanka, Jerzy Grzegorzewski, Adam Hanuszkiewicz, Gustaw Holoubek.

 

W wygłoszonej laudacji, honorowy wiceprzewodniczący AICT/IACT i zarazem prezes Klubu Krytyki Teatralnej SD RP Tomasz Miłkowski zwrócił m.in. na fakt, że Krystyna Janda jest dopiero dziesiątą kobietą, która otrzymała tę nagrodę, a do roku 2000 otrzymały ją zaledwie dwie artystki. W mistrzowskiej analizie sylwetki teatralnej Krystyny Jandy Miłkowski zwrócił uwagę m.in. na jej bogatą osobowość, która budziła i budzi kontrowersje nie tylko natury artystycznej, ale także jako postać wykraczająca swoim rozmachem poza ramy aktorskiej profesji. W rozmowie poprowadzonej przez Łukasza Maciejewskiego laureatka opowiadała m.in. o warszawskiej publiczności teatralnej, która według jej szacunków wynosi około 25 tysięcy osób, co jak na blisko dwumilionowe miasto stołeczne oznacza niewielką liczbę, o niełatwej sytuacji finansowej jej teatrów („Polonia” i „Och-Teatru”) po odebraniu dotacji rządowej w rezultacie nastania „dobrej zmiany”, o swojej bogatej działalności okołoteatralnej, w tym edukacyjnej, o niezwykle silnej obecności kobiet i problematyki kobiecej w życiu społecznym, o swoich rolach, a także o swoim zmarłym mężu, wybitnym operatorze filmowym Edwardzie Kłosińskim, który był dla niej w związku „biegunem chłodu i rozwagi w kontraście do jej szaleństwa”, o śmierci, „która w teatrze jest głównym tematem”, o jej spektaklach i związanych z nimi perypetiach, o miłości do kotów i artystycznych konsekwencjach tej miłości, a także o swojej niezwykłej i nieprzeciętnej wrażliwości na doznania artystyczne.
– Więcej zawdzięczam dziełom sztuki niż komukolwiek i czemukolwiek. Potrafię w sposób niepohamowany płakać nad pięknem dzieła sztuki i całymi dniami siedzieć w muzeach kontemplując obrazy w zachwyceniu – mówiła Janda.

 

Z Krystyną Jandą, laureatką nagrody im. Tadeusza Boya-Żeleńskiego rozmawia Krzysztof Lubczyński.

 

Otrzymała Pani nagrodę imienia Boya, ale mam wrażenie, że to on osobiście powinien Panią nagrodzić, gdyby żył, za to że była Pani inspiratorką największego i najskuteczniejszego w historii Polski protestu kobiet w obronie ich praw i wolności, czyli „Czarnego Protestu” z października 2016 roku…

Ja nadal uważam, że byłam tylko jedną z kobiet, które zabrały w tej sprawie głos.

 

Mam jednak przekonanie, że to fakt, iż to właśnie Pani rzuciła tę iskrę sprawił, że ten protest nabrał takiego zasięgu i intensywności. Pani Krystyno, przy okazji tej uroczystości pozwolę sobie na taki oto komplement: rolą Agnieszki w „Człowieku z marmuru” Andrzeja Wajdy weszła Pani do historii polskiego kina, a rolą w zainspirowaniu „Czarnego Protestu” – do najnowszej historii Polski…

Być może było trochę tak, jak pan mówi. A jeśli tak, to cieszę się, że moje nazwisko mogło odegrać tak pożyteczną rolę. Staram się to swoje zaangażowanie społeczne kontynuować w moim teatrze, który jest przecież bardzo społeczny. Wystawiane przez nas spektakle bardzo rzadko nie odnoszą się do ważnych zagadnień społecznych, nawet komedie. Ostatnio mieliśmy premierę „Mojego pierwszego razu”, przedstawienia, które dotyka kwestii ważnej dla każdego młodego człowieka – inicjacji seksualnej. A nawet te, które jak „Boska”, „Shirley Valentine” czy „Jak zabić starszą panią” odległe są od problematyki społecznej, zarabiają na te pozostałe. W naszym repertuarze działa zasada pomocniczości, bo żeby nasz teatr mógł funkcjonować po utracie dotacji, musi zarobić miesięcznie około miliona złotych. Na szczęście mamy wierną publiczność.

 

Skąd pomysł na „Mój pierwszy raz”?

Z lektury podręczników dotyczących życia w rodzinie. Poziom narracji o sferze życia płciowego, biologii kobiet i mężczyzn, prokreacji, jest w tych podręcznikach tak przerażający, podawany na poziomie graniczącym z absurdem, że postanowiłam wystawić „Mój pierwszy raz”.

 

O publicystyce jako gatunku pisania mówi się zazwyczaj, że jej życie jest krótkie, że szybko się dezaktualizuje. Tymczasem można odnieść wrażenie, że publicystyka społeczna Boya, zwłaszcza ta dotycząca kwestii praw kobiet i świadomego macierzyństwa, jest ciągle aktualna, mimo że ma już metrykę blisko dziewięćdziesięcioletnią. Dlaczego Pani zdaniem tak się dzieje?

To smutne. Brakuje nade wszystko edukacji, edukacji, raz jeszcze edukacji i dlatego jesteśmy niestety bardzo daleko za światem. Tracimy jako społeczeństwo energię na sprawy drugorzędne, a sprawami pierwszorzędnymi się nie zajmujemy. To przerażające, że na te 100 lat niepodległości, u progu której kobiety uzyskały prawa wyborcze, tylko przez 36 lat miały przynajmniej formalną, bo nie zawsze praktyczną, wolność wyboru w sferze prokreacji.

 

Prawa kobiet, w tym dotyczące aborcji, macierzyństwa, poziom edukacji seksualnej, mentalność twórców prawa jest właściwie generalnie na poziomie nie zmienionym od 100 lat. Czy nie rozwijamy się mentalnie jako społeczeństwo?

Nie byłabym aż taką pesymistką. To prawda, że na poziomie prawa, edukacji i mentalności elit politycznych, wpływów Kościoła katolickiego wygląda to bardzo źle, można powiedzieć, że prawie nic się nie zmieniło od dziesięcioleci. Jednak po stronie społecznej, zwłaszcza po stronie kobiet jest już zupełnie inny stan ducha i świadomości. Czy można sobie wyobrazić „Czarny Protest” i taki ruch kobiecy w obronie ich wolności, jaki dziś mamy, w międzywojennej Polsce Boya? Nie sposób sobie czegoś takiego wyobrazić. W tamtej Polsce poza Ireną Krzywicką można było na palcach jednej ręki policzyć te kobiety, które angażowały się w tzw. kwestię świadomego macierzyństwa. Dziś takich kobiet są w Polsce tysiące. O ile więc ciągle zawodzą elity polityczne, prawo, instytucje, szkoła, o tyle nie zawodzą kobiety. I kto wie, czy moment w której wywalczą sobie należne im prawa i wolności, nie jest bliższy niż może się to nam wydawać.

 

Dziękuję za rozmowę.

Krzysztof Lubczyński

Poprzedni

Krystyny Jandy skoki z wysokości

Następny

Orzeł z tryzubem

Zostaw komentarz