⛅ Ładowanie pogody...

O demokracji w cieniu miliarderów

Obraz ilustrujący tekst został wygenerowany przy użyciu sztucznej inteligencji (AI) i ma charakter poglądowy.

W Polsce rośnie liczba miliarderów, a ich majątek osiąga kolejne rekordy. Jednocześnie miliony obywateli zmagają się z inflacją, kryzysem mieszkaniowym i coraz trudniejszym dostępem do usług publicznych. W takim świecie coraz mniej osób wierzy w sprawiedliwość społeczną – i słusznie. Ekonomia skapywania to mit, który zbyt długo był traktowany jako fundament polityki gospodarczej. Twierdzenie, że bogacenie się elit w końcu przyniesie korzyści całemu społeczeństwu, nie wytrzymało próby czasu. W rzeczywistości mamy do czynienia z odwrotnym efektem: ekstremalna koncentracja majątku pogłębia nierówności, podważa fundamenty instytucji i zagraża demokracji.

W 2024 roku majątek 440 europejskich miliarderów zwiększał się każdego dnia o prawie 400 milionów euro. Niemal co tydzień przybywał nowy miliarder. Tymczasem większość Europejczyków z trudem pokrywa podstawowe koszty życia – rachunki, żywność, mieszkanie, leczenie. Globalne bogactwo rośnie, ale ubóstwo pozostaje na niemal niezmiennym poziomie. Według szacunków Oxfam, majątek dziesięciu najbogatszych ludzi świata przewyższa łączny budżet 85 najbiedniejszych państw. Świat zbliża się do momentu, w którym pierwsze osoby prywatne mogą dysponować majątkiem przekraczającym bilion dolarów. To nie tylko szokujące – to ustrojowo niebezpieczne.

Przykład Stanów Zjednoczonych pokazuje, do czego może prowadzić brak kontroli nad rosnącą potęgą ekonomiczną jednostek. Elon Musk, najbogatszy człowiek świata, nie pełniąc żadnej funkcji publicznej, odgrywa kluczową rolę w zapleczu prezydenta Donalda Trumpa. Jego wpływ wykracza daleko poza sektor technologiczny – kształtuje debatę publiczną, kierunek polityki przemysłowej, a nawet międzynarodowe relacje. W USA miliarderzy mają realny wpływ nie tylko na główne partie polityczne, lecz także na skład sądów i politykę fiskalną. Zjawisko to, coraz silniej obecne w Europie, przenika także do Polski.

Władza ekonomiczna przekłada się na władzę polityczną i informacyjną. Musk wykorzystuje platformę X (dawny Twitter) do szerzenia dezinformacji i manipulowania algorytmami informacyjnymi, co zaniepokoiło już niemieckie i francuskie władze. Jeff Bezos, właściciel Amazona i The Washington Post, łączy interesy korporacyjne z wpływami medialnymi. Bernard Arnault, najbogatszy Europejczyk, wykorzystuje sieć firm LVMH nie tylko do optymalizacji podatkowej, ale też do lobbowania za rozwiązaniami korzystnymi dla swojego imperium. Na Węgrzech oligarchiczny model państwa został już zrealizowany przez Viktora Orbána – poprzez klientelizm, demontaż sądów i medialną kontrolę społeczeństwa.

W Polsce procesy te mają coraz bardziej widoczne oblicze. W 2025 roku mamy już 107 miliarderów – o prawie 40% więcej niż trzy lata temu. Ich łączny majątek wynosi 315 miliardów złotych. Dla porównania: w tym samym czasie mediana wynagrodzenia wzrosła o niecałe 20%. Michał Sołowow, Tomasz Biernacki, Jerzy Starak – a także Rafał Brzoska – to nie tylko przedsiębiorcy. To osoby, które mają realny wpływ na debatę publiczną, media, kształtowanie polityki gospodarczej, a nierzadko także na ustawodawstwo.

Rafał Brzoska, którego majątek według „Forbesa” wyniósł w 2024 roku 3,71 miliarda złotych (14. miejsce na liście najbogatszych Polaków), jest przykładem szczególnie wymownym – nie tylko ze względu na skalę jego aktywności, ale i jej polityczne implikacje. To nie jest „zwykły” przedsiębiorca, lecz człowiek, który miał realny wpływ na działanie instytucji państwa. W lutym 2025 roku zakończył kierowanie rządowym zespołem ds. deregulacji, który promował zmiany prawne osłabiające kontrolę nad dużym biznesem. Wśród jego propozycji znalazło się m.in. domniemanie niewinności podatnika w relacji z fiskusem (co de facto chroni wielkie korporacje przed odpowiedzialnością), ograniczenie obowiązku publikacji widełek płacowych, czy zniesienie części regulacji pracy zdalnej. Inicjatywa „Sprawdzamy.com”, kierowana przez ludzi Brzoski, była przedstawiana jako obywatelska – ale 68% zgłoszeń dotyczyło ułatwień dla biznesu i osłabienia praw pracowniczych.

Kapitalista z InPostu to przykład pokazujący, jak majątek przekłada się na wpływ, jak ekonomiczna elita staje się klasą polityczną. W jego przypadku widzimy cały zestaw mechanizmów typowych dla „republiki korporacyjnej”: deregulacja w interesie kapitału, bliskie związki z partiami rządzącymi (od PO po Konfederację), prywatyzacja funkcji publicznych (jak paczkomaty zastępujące pocztę) i instrumentalne traktowanie etosu pracy – opowieści o „zapierdzielu” mają przykrywać rzeczywistość umów śmieciowych, braku świadczeń i cyfrowego nadzoru nad pracownikami. To wszystko dzieje się tu i teraz, w polskiej gospodarce.

1% najbogatszych Polaków kontroluje dziś około 28% całkowitego majątku prywatnego w kraju. To oznacza, że przeciętny majątek osoby z tej grupy jest setki razy wyższy niż majątek przeciętnego obywatela z dolnych 50% społeczeństwa. Dla porównania – połowa obywateli posiada zaledwie 8% majątku. To już nie tylko ekonomiczna przepaść – to realna przewaga w dostępie do wpływu, decyzji i bezpieczeństwa życiowego. Takie skoncentrowanie bogactwa przekłada się bezpośrednio na jakość demokracji i sprawiedliwości społecznej w Polsce.

Polska lubi przedstawiać się jako kraj względnie równych szans. Rzeczywistość jednak pokazuje coś innego. Choć współczynnik Giniego dla dochodów pozostaje niski, to nie obejmuje on majątku, dostępu do edukacji czy dziedziczenia pozycji społecznej. Dzieci z najbogatszych rodzin mają 27 razy większą szansę na dostanie się na studia medyczne niż ich rówieśnicy z rodzin pracowniczych. Również polityka nie jest wolna od wpływów kapitału. W 2023 roku aż 73% środków kampanijnych pochodziło od podmiotów powiązanych z największymi firmami. Ustawy mieszkaniowe powstają przy współudziale deweloperów. Korporacje lobbują przy zamówieniach publicznych. A pozwy SLAPP stają się rutynową metodą uciszania dziennikarzy i aktywistów.

Ekonomiści ostrzegają, że tak skonstruowany system osłabia gospodarkę w długim horyzoncie. Joseph Stiglitz wielokrotnie wskazywał, że im większe nierówności, tym słabszy popyt wewnętrzny – bo najbogatsi wydają procentowo mniej niż klasa średnia i pracująca. Jednocześnie państwa stają się mniej skłonne do inwestycji w dobra wspólne. W rezultacie mamy państwa z luksusowymi dzielnicami, drogimi prywatnymi usługami i fatalną jakością transportu, zdrowia czy edukacji. Hiszpania już przeżyła falę spekulacji mieszkaniowej. W Polsce gentryfikacja i rosnące czynsze wypychają ludzi z miast, a mieszkania komunalne znikają z mapy.

Nie mniej ważnym aspektem jest wpływ superbogactwa na klimat. Styl życia najbogatszych – podróże prywatnymi odrzutowcami, wielkie rezydencje, nadmierna konsumpcja – ma wielokrotnie wyższy ślad węglowy niż życie przeciętnego obywatela. Jeszcze większy wpływ mają ich decyzje inwestycyjne – ulokowanie kapitału w sektorach wysokoemisyjnych. Koszty ponoszą wszyscy: wyższe ceny, ekstremalne zjawiska pogodowe, zanieczyszczenie środowiska. Rachunek zapłacą głównie ci, których nie stać na ucieczkę od skutków kryzysu klimatycznego. Dlatego nie chodzi już o pytanie, czy ograniczać bogactwo – ale jak i kiedy to zrobić, by ratować planetę i demokrację.

Rozwiązania są znane i realne. Opodatkowanie majątków to jedno z najbardziej skutecznych narzędzi ograniczania nierówności. Według wyliczeń Oxfam, globalny podatek majątkowy w wysokości 5% mógłby przynieść 1,7 biliona dolarów rocznie – wystarczająco, by wydobyć z ubóstwa 2 miliardy ludzi. W Unii Europejskiej działa już Obserwatorium Podatkowe, które proponuje progresywne stawki od dużych fortun. New Economics Foundation opracowała ideę „granicy ekstremalnego bogactwa” – momentu, w którym dalsza akumulacja kapitału staje się szkodliwa społecznie, ekologicznie i politycznie. Chodzi o redefinicję norm: majątek nie jest już tylko prywatną sprawą – to także sprawa publiczna.

W Polsce Lewica proponuje wprowadzenie podatku majątkowego: od 2 do 5% dla majątków powyżej 50 milionów złotych. Nawet 1% od majątków powyżej 10 milionów dałby państwu 8,2 miliarda złotych rocznie – to więcej niż cały roczny budżet programu „Mieszkanie Plus”. Równocześnie postuluje się reformę finansowania polityki: zakaz wpłat od firm, limit 15 tysięcy złotych rocznie od osób fizycznych, jawność darowizn. W 2025 roku ponad 370 milionerów i miliarderów z 22 krajów – w tym ponad 50 z Unii Europejskiej – zaapelowało do rządów o wprowadzenie podatków majątkowych. Niektórzy najbogatsi nie chcą już być zakładnikami własnej kasty.

Ostatecznie wybór, przed którym stoimy, nie dotyczy tylko systemu podatkowego. To wybór ustrojowy. Jeśli nie postawimy granicy bogactwa, granica zostanie postawiona gdzie indziej – między tymi, którzy mają wpływ, i tymi, którzy nie mają żadnego. Między tymi, którzy kształtują prawo, i tymi, którzy nie są w stanie wynająć mieszkania. Między demokracją a plutokracją. Władza nie powinna być towarem. A społeczeństwo nie powinno być własnością. Jeśli nie zareagujemy dziś, jutro możemy obudzić się w kraju, w którym demokracja istnieje tylko na papierze. Granicę trzeba postawić teraz – i postawić ją mądrze.

Aleksander Radomski

Poprzedni

Odszedł najskromniejszy prezydent świata

Następny

To sądy podejmują decyzje? Ikonowicz odpowiada Trzaskowskiemu