19 marca 2024

loader

Australian Open 2022: Barty w finale zagra z pogromczynią Świątek

Przed półfinałowym meczem Igi Świątek z Danielle Collins amerykańskie media w roli faworytki widziały swoją rodaczkę, polskie typowały odwrotnie. Ale tenisowy świat skupiał uwagę na liderce rankingu Australijce Ashleigh Barty, która w półfinale rozbiła Amerykankę Madison Keys 6:1, 6:3, a w turnieju jeszcze nie straciła seta.

W tegorocznym Australian Open w półfinałowych bojach na plac boju z pań dotarły: 25-letnia Australijka Ashleigh Barty (WTA 1), 20-letnia Iga Świątek (WTA 9) oraz dwie Amerykanki: 28-letnia Danielle Collins (WTA 30) i 26-letnia Madison Keys (WTA 51), natomiast w rywalizacji mężczyzn w najlepszej czwórce turnieju znaleźli się: 25-letni Rosjanin Daniił Miedwiediew (ATP 2), 23-letni Grek Stefanos Tsitsipas (ATP 4), 35-letni Hiszpan Rafael Nadal (ATP 5) i 25-letni Włoch Matteo Berrettini (ATP 7).
Aktualne miejsce Keys w rankingu WTA nie odzwierciedla klasy tej zawodniczki, bo wystarczy przypomnieć, że to finalistka wielkoszlemowego US Open z 2017 roku, która w 2016 roku była na światowej liście klasyfikowana na 7. pozycji. Nękana kontuzjami w ostatnich latach mocno obniżyła loty, lecz wygląda na to, że w tym roku zamierza wrócić do światowej czołówki. Zaczęła sezon znakomicie, od zwycięstwa w turnieju w Adelajdzie, w Australian Open w drodze do półfinału wyeliminowała m.in. obrończynię tytułu rodaczkę Sofię Kenin, Hiszpankę Paulę Badosę (WTA 6) i Czeszkę Barborę Krejcikovą (WTA 3). Wydawało się, że znajdująca się w tak wyśmienitej formie amerykańska tenisistka stawi w 1/2 finału mocny opór Ashleigh Barty.
Nic takiego się jednak nie zdarzyło. Idąca przez turniej jak burza liderka światowej listy tenisistek w niewiele ponad godzinę dosłownie zmiotła Keys z kortu, oddając jej tylko cztery gemy (6:1, 6:3). Wcześniej z równą łatwością pokonywała kwalifikantki Białorusinkę Łesię Curenko (6:0, 6:1) i Włoszkę Lucię Bronzetti (6:1, 6:1), kolejną Włoszkę Camilę Giorgi (6:2, 7:6(2) oraz Amerykanki Amandę Anisimovą (6:4, 6:3) i Jessicę Pegulę (6:2, 6:0). Nic zatem dziwnego, że Barty w notowania bukmacherów jest faworytką do zwycięstwa w turnieju. Także w Polsce. Za każde postawione 100 złotych na jej wygraną u legalnych polskich bukmacherów można wygrać 150 złotych (kurs 1,50). Kurs na Igę Świątek wynosi 4,50, co oznacza, że po postawieniu 100 złotych można było wygrać 450 złotych. Dużo mniejsze szanse nasi bukmacherzy dawali Danielle Collins i Madison Keys, na których kursy wynosiły odpowiednio 8,00 oraz 8,25.
Amerykańskie media miały jednak odmienny pogląd na szanse Świątek i Collins. Przed czwartkowym pojedynkiem półfinałowym tych tenisistek twierdziły z przekonaniem, iż ich rodaczka pokona Polkę, ponieważ jest mocniejsza psychicznie, a ponadto ma w nogach mniej rozegranych setów, bo w ćwierćfinale w potyczce z Alize Cornet spędziła na korcie tylko 90 minut, podczas gdy Świątek stoczyła ponad trzygodzinny bój z 36-letnią estońską weteranka kortów Kaią Kanepi. Te przewidywania okazały się trafne, albowiem faktycznie 28-letnia Amerykanka wyraźnie górowała na młodszą o osiem lat Polką i pewnie zwyciężyła 6:4, 6:1. Tak więc tym razem nasza najlepsza tenisistka nie zdołała odwrócić losów spotkania, jak zrobiła to w dwóch poprzednich pojedynkach – z Kanepi w ćwierćfinale i Rumunką Soraną Cirsteą w 1/8 finału, w których po przegranych pierwszych setach wygrywała dwa kolejne.
A zatem to Collins w sobotę stanie do finałowej walki z Barty, ale bez względu na wynik tej potyczki 28-letnia tenisistka już może uznać start w tej edycji Australian Open za swój sukces, bowiem w rankingu WTA już przesunęła się z 30. na 10. pozycję i jest w tej chwili najwyżej sklasyfikowaną Amerykanką na światowej liście.
Znaczny awans zanotuje też Iga Świątek, która dzięki dojściu do półfinału awansowała w rankingu z 9. na 4. pozycję, czym wyrównała swoje najlepsze osiągnięcie w karierze. Polka przegrała z Collins wyraźnie, ale w tym sezonie to jej drugi półfinał w drugim starcie, bo wcześniej do tej fazy zawodów dotarła w Adelajdzie. Nie ma więc powodu do zmartwienia, bo przed nią przecież będą kolejne wyzwania.

Jan T. Kowalski

Poprzedni

48 godzin sport

Następny

ME 2022 w piłce ręcznej: Polski zespół jest 12. w Europie