

Chiny ugruntowują swoją pozycję jako technologiczne supermocarstwo – i właśnie to budzi największy niepokój Stanów Zjednoczonych. Kiedy Donald Trump rozpoczął wojnę handlową z Chinami podczas swojej pierwszej kadencji, media głównego nurtu oferowały standardowe wyjaśnienia: że chodzi o ochronę miejsc pracy, o reakcję na autorytaryzm Komunistycznej Partii Chin, o próbę zerwania z neoliberalnym konsensusem w kwestii wolnego handlu. Jednak żaden z tych powodów nie tłumaczy rzeczywistego sensu tej wojny.
Prawdziwym celem nie była ani demokracja, ani miejsca pracy, lecz zachowanie technologicznej przewagi USA. I choć Biden kontynuował politykę Trumpa, istota konfliktu pozostała ta sama: utrzymanie monopolu Ameryki na najważniejsze innowacje technologiczne.
Od dekad hegemonia Stanów Zjednoczonych opierała się nie tylko na potędze militarnej czy finansowej, lecz także – a może przede wszystkim – na dominacji w zakresie nowych technologii. W ostatnich latach jednak ta przewaga była utrzymywana nie poprzez tworzenie innowacji, lecz ich reglamentowanie. Amerykańskie porozumienia handlowe, od USMCA po Partnerstwo Transpacyficzne, coraz częściej koncentrowały się na ochronie własności intelektualnej – tak, by zyski z innowacji pozostawały w rękach amerykańskich korporacji jeszcze długo po ich wdrożeniu.
W ten sposób Stany Zjednoczone stworzyły system, w którym projektowanie i zysk pozostały w USA, a produkcja – wraz z jej kosztami społecznymi i ekologicznymi – została wypchnięta na peryferia. To model, w którym Apple projektuje w Kalifornii, montuje w Shenzhen, a surowce pozyskuje z krajów globalnego Południa. I to właśnie ten model zaczął być kwestionowany przez Chiny.
Chiny, które przez dekady traktowane były jako montownia świata, rozpoczęły szybki marsz ku samodzielności technologicznej. Kluczowym narzędziem tego procesu była polityka tzw. wspólnych przedsięwzięć – zagraniczne firmy mogły działać w Chinach, ale musiały współpracować z lokalnymi partnerami. W zamian za dostęp do rynku przekazywały know-how. Chińskie firmy uczyły się szybko – i konsekwentnie.
Równolegle Pekin inwestował ogromne środki w rozwój infrastruktury, edukacji, badań i innowacji. Z pomocą państwowego planowania i starannie dobranych partnerstw, chińska gospodarka wspinała się po drabinie wartości: od półprzewodników i 5G po sztuczną inteligencję i odnawialne źródła energii.
To nie współpraca z Zachodem, ale sukces tej polityki budzi dziś niepokój w Waszyngtonie. Stąd cła na komponenty elektroniki, sankcje wobec firm takich jak Huawei czy TikTok, ograniczenia eksportowe na chipy czy technologie dla pojazdów elektrycznych. Stąd także presja wywierana na europejskich sojuszników, by zablokowali chińskie firmy na swoich rynkach.
Nie ma to nic wspólnego z troską o pracowników czy demokrację. Gdyby chodziło o te wartości, Waszyngton nie współpracowałby tak chętnie z autorytarnymi reżimami, o ile tylko nie zagrażają one amerykańskiej dominacji technologicznej.
To wszystko pokazuje, że stawką nie jest „porządek oparty na zasadach”, lecz hierarchia kapitalizmu globalnego, w której USA zajmują miejsce na szczycie. I choć Trump oraz jego zaplecze polityczne rozumieją to instynktownie, także Demokraci – mimo łagodniejszej retoryki – podążają tą samą ścieżką. Cel pozostaje ten sam: utrzymać hegemonię w świecie, w którym wyrasta nowa potęga technologiczna.
Problem w tym, że może być już za późno. Nawet dyrektor generalny Nvidii przyznał ostatnio, że sankcje USA tylko przyspieszają rozwój chińskich alternatyw. Chińska machina innowacyjna ruszyła – i niełatwo będzie ją zatrzymać.
Historia pokazuje, że zmiany imperiów zawsze były związane z przełomami technologicznymi. Tak było z Wielką Brytanią i Holandią, tak z USA i Wielką Brytanią. Dziś Chiny wyciągają z tych historii wnioski – i budują własny model rozwoju. Nie przez konfrontację, lecz przez strategię, planowanie i konsekwencję.
Bez względu na to, co zrobią Stany Zjednoczone, nie zatrzymają już tego procesu. Trump może jeszcze walczyć – ale walka ta coraz bardziej przypomina desperacką próbę obrony świata, który już się kończy.